Jedyne co teraz widzę, to ciemność. Kręci mi się głowie, a co najgorsze nie wiem co jest grane. To co teraz zobaczyłam nie może być prawdą! Wolę cierpieć dalej, ale chcę aby Peeta żył wciąż nawet z daleka ode mnie. Wkrótce przybiega zdyszany Haymitch, który widać nie jest zadowolony z tego co zobaczył. Sam nie wie o co chodzi. Tak jak ja.
-Widzieliście to?! - pyta, wciąż nie łapiąc oddechu.
- Czy on żyje? - zaczynają mi podchodzić do głowy straszne rzeczy. Co mogło się stać? Wolę już prędzej umrzeć i nie przeżywać gorszych rzeczy takich jak kolejne śmierci najbliższych.
- Chyba nie...Ale sądzę że to jakieś żarty, Katniss. - dzięki tej odpowiedzi robi mi się wystarczająco słabo, że nie potrafię utrzymać równowagi ani oddychać.
- Ja już pójdę. Źle się czuję.- odwracam się na pięcie i wracam powolnym krokiem do domu. Cicho zaczynam łkać.
muzyka
czwartek, 31 grudnia 2015
środa, 30 grudnia 2015
4 ,,To sen."
Stąpam powoli po ziemi. Omal nie potykam się o własne nogi. Jest mi wstyd za samą siebie, trudno mi się przyzwyczaić do widoku pięknych, drewnianych ale też ceglanych domów. Na ich miejscu były kiedyś resztki gruzów, a ja ludziom w ogóle nie miałam zamiaru pomóc w odbudowie budynków. Zaczynam się wahać, czy pójście na miasto to dobry pomysł. Czy ludzie zaczną we mnie rzucać kamieniami? Jestem tego nad wyraz pewna. Zniszczyłam ich cały dobytek, a nawet uśmierciłam ich najbliższych przez moje niezadowolenie dzięki Kapitolowi i Snowie.
Zaczynam sobie wyobrażać dziecko, które rozpoznaje w gruzach zwłoki rodziców. Dlatego jest mi wstyd, bo dzieci które straciły przeze mnie rodziców mogą być teraz same i bezbronne. Jedzenie mają zapewnione dzięki mnie i Haymitchowi. Opieka przez innych ludzi nie może się równać z opieką rodziców. Pamiętam bezpieczeństwo, które zapewniał mi ojciec, przytulając mnie. Albo jak byłam przestraszona, głaskał mnie po głowie. Od razu przerażenie minęło. Nie wiem czemu gdy był przy mnie Peeta czułam to samo. Czy podpatrywał co mi ojciec robił? Że mnie uspokajał jednym dotknięciem? Jak mnie obejmował czułam się doceniona i bezpieczna tak jak przy tacie.
Zaczynam sobie wyobrażać dziecko, które rozpoznaje w gruzach zwłoki rodziców. Dlatego jest mi wstyd, bo dzieci które straciły przeze mnie rodziców mogą być teraz same i bezbronne. Jedzenie mają zapewnione dzięki mnie i Haymitchowi. Opieka przez innych ludzi nie może się równać z opieką rodziców. Pamiętam bezpieczeństwo, które zapewniał mi ojciec, przytulając mnie. Albo jak byłam przestraszona, głaskał mnie po głowie. Od razu przerażenie minęło. Nie wiem czemu gdy był przy mnie Peeta czułam to samo. Czy podpatrywał co mi ojciec robił? Że mnie uspokajał jednym dotknięciem? Jak mnie obejmował czułam się doceniona i bezpieczna tak jak przy tacie.
Etykiety:
Kontynuacja filmu/książki
wtorek, 29 grudnia 2015
3 ,,I do. I need you."
Przeczesuję włosy zieloną szczotką, ale dalej mam kołtuny. Wyglądam tak mizernie i bezbronnie, że odechciewa mi się iść do lasu na polowanie. Nawet ryś, którego chciałabym upolować, prędzej by mnie zjadł niż by się mnie przestraszył. W dodatku na policzkach widać ślady po łzach, które próbuję zakamuflować, ale bez powodzenia.
Na zewnątrz wychodzę tylko do lasu na łowy. Od kiedy wszystkie dystrykty się pogodziły, zaczął pojawiać się blask w dziecięcych oczach,ponieważ odbudowano wszystkie domy, łącznie z moim, który często odwiedzam szukając jakiś wspomnień z ojcem. W piekarni, która już opustoszała, nie ma chleba, ani obsługi, więc można patrzeć tylko na puste półki. Jedyne co można tam zobaczyć to kurz albo Jaskra, który poluje nocą na myszy.
Etykiety:
Kontynuacja filmu/książki
2 ,,Jesteś w moich koszmarach, a kiedyś je odstraszałeś."
Stoję teraz na balkonie starając się nie myśleć o Prim...Rue...Mamie, oraz chłopaku który był tak serdeczny żeby podarować mi chleb. Ja nic nie zrobiłam. Na igrzyskach powiedział mi, że ratując mu życie spłaciłam dług. Ale czy on sobie tylko ze mnie kpił? Na igrzyskach nie da się myśleć normalnie. Trybut przestaje być sobą, przestaje dobrze funkcjonować.Czy mogę sobie odpuścić z tym dobrym uczynkiem Peety?
Nie. To co dla mnie zrobił, rzucając ten chleb w moją stronę oznacza litość, a nie miłość.
Dalsze myślenie przerywa mi głośne pukanie z dołu,pokazujące, że jednak ktoś jeszcze ma ochotę mnie odwiedzić. Jestem pewna, że czeka na mnie mój dawny mentor bez którego nie zdołałabym przeżyć na arenie. Pukanie nie ustaje więc schodzę powoli po schodach zniechęcona całą sytuacją. Przekręcam klamkę i powoli otwierają się drzwi mojego domu, aby mógł wejść oczywiście Haymitch. Zaraz po tym zasłania mi oczy dłońmi.
- Kto to skarbie?
-Hmm... Pijak, który codziennie przychodzi do mnie z alkoholem? - mówię z nutą ironii w głosie.
- Haymitch, twój ulubiony mentor,skarbie. - zabiera swoje śmierdzące dłonie od alkoholu z moich oczu i zaczyna popijać jakiś trunek.
- Taki ulubiony, że zaczynam się o niego bezgranicznie martwić. Ile już wypiłeś?
- A ile już nie ma Peety? Dziecko. Nie zadawaj tyle pytań. - słysząc imię które wypowiedział, zaczyna robić mi się słabo.Chwilę później dodaję sobie otuchy, że jest dobrze. Nie ma go ok. pół roku, dzięki temu nikogo nie skrzywdzę, co jest wielkim dla mnie plusem. -Jestem głodny! - krzyczy jak małe dziecko domagającego się solidnego, wykwintnego dania, które nie jest możliwe u mnie do podania, ponieważ jestem kiepską kucharką.
- Chodź do kuchni. - wskazuję palcem na sosnowe drzwi, które pięknie się prezentują z dobrze wyrzeźbionymi wzorami, przykuwającymi wzrok od razu po wejściu do domu. - Został mi tylko królik z wczorajszego polowania. Nic poza tym. - wzdycham patrząc na marne, zabite przeze mnie zwierzę.
- A masz może trochę spirytusu? - unosi pytająco brwi. W rzeczywistości mam, ale jemu nie dam. Muszę go kontrolować. Nie lubię tego wstrętnego zapachu alkoholu, który wydobywa się z ust mojego dawnego mentora.
Cóż... Właśnie widać co alkohol robi z człowiekiem już po pierwszym łyku - powoli uzależnia.
- Powiedz coś. - ocuca mnie Haymitch, przez co gdy dotyka mojego ramienia podskakuję ze strachu.
- Dam ci może spirytus. Ale pod warunkiem że mi pomożesz. - biorę wielki oddech. - Wykopać prymulki z ogródka. Nie chcę na nie patrzeć.Przypominają mi Prim i Peete.
- Nie przesadzaj skarbie. - odpowiada cicho, po czym się rozsiada na wielkiej skórzanej kanapie, czekającej przedtem przez dłuższy czas, aż ktoś na niej usiądzie. - Gdy tylko one znikną, pojawi się jeszcze większy ból.
- A od kiedy ty taki mądry jesteś, co? - zaczynam się denerwować, ale gdy tylko słyszę jego głos, gorzej się czuję niż lepiej.
- Cicho. Nie skończyłem. - mówi zimno.- A ten ból pojawi się nie na Twoich nogach czy rękach. Pojawi się ból w Twoim sercu.
Te wspomnienia odradzają się codziennie w mojej głowie, która jest już tym okropnie zmęczona, pokazując że od razu zaczyna mnie ona boleć. Peeta był dla mnie za dobry, więc trudno by było o nim zapomnieć, a tym bardziej o jego uczynkach.
Nie potrafię spłacić mu długu. Nigdy nie będę potrafiła. Nawet gdybym miała poświęcić za niego życie. Dobrzy ludzie muszą żyć dużo dłużej od tych złych, którzy próbują im te życie zepsuć.
Nie. To co dla mnie zrobił, rzucając ten chleb w moją stronę oznacza litość, a nie miłość.
Dalsze myślenie przerywa mi głośne pukanie z dołu,pokazujące, że jednak ktoś jeszcze ma ochotę mnie odwiedzić. Jestem pewna, że czeka na mnie mój dawny mentor bez którego nie zdołałabym przeżyć na arenie. Pukanie nie ustaje więc schodzę powoli po schodach zniechęcona całą sytuacją. Przekręcam klamkę i powoli otwierają się drzwi mojego domu, aby mógł wejść oczywiście Haymitch. Zaraz po tym zasłania mi oczy dłońmi.
- Kto to skarbie?
-Hmm... Pijak, który codziennie przychodzi do mnie z alkoholem? - mówię z nutą ironii w głosie.
- Haymitch, twój ulubiony mentor,skarbie. - zabiera swoje śmierdzące dłonie od alkoholu z moich oczu i zaczyna popijać jakiś trunek.
- Taki ulubiony, że zaczynam się o niego bezgranicznie martwić. Ile już wypiłeś?
- A ile już nie ma Peety? Dziecko. Nie zadawaj tyle pytań. - słysząc imię które wypowiedział, zaczyna robić mi się słabo.Chwilę później dodaję sobie otuchy, że jest dobrze. Nie ma go ok. pół roku, dzięki temu nikogo nie skrzywdzę, co jest wielkim dla mnie plusem. -Jestem głodny! - krzyczy jak małe dziecko domagającego się solidnego, wykwintnego dania, które nie jest możliwe u mnie do podania, ponieważ jestem kiepską kucharką.
- Chodź do kuchni. - wskazuję palcem na sosnowe drzwi, które pięknie się prezentują z dobrze wyrzeźbionymi wzorami, przykuwającymi wzrok od razu po wejściu do domu. - Został mi tylko królik z wczorajszego polowania. Nic poza tym. - wzdycham patrząc na marne, zabite przeze mnie zwierzę.
- A masz może trochę spirytusu? - unosi pytająco brwi. W rzeczywistości mam, ale jemu nie dam. Muszę go kontrolować. Nie lubię tego wstrętnego zapachu alkoholu, który wydobywa się z ust mojego dawnego mentora.
Cóż... Właśnie widać co alkohol robi z człowiekiem już po pierwszym łyku - powoli uzależnia.
- Powiedz coś. - ocuca mnie Haymitch, przez co gdy dotyka mojego ramienia podskakuję ze strachu.
- Dam ci może spirytus. Ale pod warunkiem że mi pomożesz. - biorę wielki oddech. - Wykopać prymulki z ogródka. Nie chcę na nie patrzeć.Przypominają mi Prim i Peete.
- Nie przesadzaj skarbie. - odpowiada cicho, po czym się rozsiada na wielkiej skórzanej kanapie, czekającej przedtem przez dłuższy czas, aż ktoś na niej usiądzie. - Gdy tylko one znikną, pojawi się jeszcze większy ból.
- A od kiedy ty taki mądry jesteś, co? - zaczynam się denerwować, ale gdy tylko słyszę jego głos, gorzej się czuję niż lepiej.
- Cicho. Nie skończyłem. - mówi zimno.- A ten ból pojawi się nie na Twoich nogach czy rękach. Pojawi się ból w Twoim sercu.
Te wspomnienia odradzają się codziennie w mojej głowie, która jest już tym okropnie zmęczona, pokazując że od razu zaczyna mnie ona boleć. Peeta był dla mnie za dobry, więc trudno by było o nim zapomnieć, a tym bardziej o jego uczynkach.
Nie potrafię spłacić mu długu. Nigdy nie będę potrafiła. Nawet gdybym miała poświęcić za niego życie. Dobrzy ludzie muszą żyć dużo dłużej od tych złych, którzy próbują im te życie zepsuć.
Etykiety:
Kontynuacja filmu/książki
poniedziałek, 28 grudnia 2015
1 ,,Ulubiony Mentor"
Prim.
Niewinna, acz pewna swoich poczynań istota, która rozświetlała moją zawiłą drogę na nowo.
Rue.
Siejąca zamęt w mojej zbolałej głowie od nadchodzących zgorzkniałych wspomnień, jakie do jej śmierci zdołałam zachować w sercu.
Mama.
Tak mało brakowało, bym pogodziła się z jej chłodnym nastawieniem do świata. O ile z ojcem potrafiłam się dogadać, o tyle waśń pomiędzy mną, a nią narastała z każdym minionym dniem.
I wreszcie Peeta.
Mężczyzna pełen zagadek, które otoczyły jego umięśnione ciało, niczym złota poświata rodem wzięta z baśni.
Niewinna, acz pewna swoich poczynań istota, która rozświetlała moją zawiłą drogę na nowo.
Rue.
Siejąca zamęt w mojej zbolałej głowie od nadchodzących zgorzkniałych wspomnień, jakie do jej śmierci zdołałam zachować w sercu.
Mama.
Tak mało brakowało, bym pogodziła się z jej chłodnym nastawieniem do świata. O ile z ojcem potrafiłam się dogadać, o tyle waśń pomiędzy mną, a nią narastała z każdym minionym dniem.
I wreszcie Peeta.
Mężczyzna pełen zagadek, które otoczyły jego umięśnione ciało, niczym złota poświata rodem wzięta z baśni.
Etykiety:
Kontynuacja filmu/książki
Subskrybuj:
Posty (Atom)