-Oczami Katniss-
Panuje tu całkowita cisza, a ja słyszę rozdzierający krzyk swojej pozostałości duszy. Z każdym, nawet drobnym przewinieniem traciłam mały jej kawałek, aż w końcu zrobiła się wielka dziura, której nikt nie zdoła załatać. Nawet Peeta. Pokrywa lodu, która osiadła na moim sercu powoli topnieje, aż w końcu krew, którą kiedyś uznawałam za łzy, zacznie znowu pompować tak jak należy.
Bałam się spojrzeć w lustro. Albo raczej w samo potłuczone szkło, przez co miałam zniekształconą twarz. A kiedy już się odważyłam... W moich oczach zgasła całkowita szarość, a pojawiła się czerń. Czerń tak głęboka, jak otchłań rozpaczy w której przebywałam nie mając nawet gdzie i komu się wypłakać. Każdy dzień oznaczał; łączenie się bólu i krzyku z nadzieją przeplatającą się z samą codziennością, która zmieniła się tak szybko jak odzyskałam,a zarazem straciłam Peete. Twarz mi bladła, skóra przybierała kształty kości, nic nie jadłam. Głodziłam się, chciałam umrzeć. Nawet usta miałam tak sine, że gdy chciałam je nawilżyć, jęczałam z bólu.
A teraz? Dostałam odpowiedź na każde pytanie, które mnie dręczyło i szło za moimi śladami, robiąc za sobą szeroką ścieżkę dla nieupoważnionych.
- Katniss? - Paul wyrywa mnie z zamyślenia. - Wszystko dobrze?