- Katniss? - dochodzi do mnie znajomy głos, głośny i piskliwy. - Czekaliśmy na Ciebie!
Odwracam się i widzę za sobą drobną kobietę o kolorowej peruce i stroju. Co najbardziej mnie martwi, ale też dziwi wygląda jak z mojego koszmaru, który był o niej o Peecie i Caesarze. Biegnie prosto przed siebie na wysokich różowych obcasach, aby tylko się ze mną przywitać.
- Effie! - uśmiecham się.
- Cudownie wyglądasz, skarbie. - za nią stoi pijany Haymitch, który prawie się przewraca.- Twoje zdrówko! - zaczyna popijać jakiś trunek.
- Haymitch! Tak nie wypada. - parska śmiechem moja opiekunka. - Gdzie Peeta?
- Nie wiem... Chyba jest w...- mówię, a nagle przerywa mi głos syna piekarza.
- Tu jestem- odzywa się, a potem wygląda na onieśmielonego, jakby zobaczył spadającą gwiazdę. - A to kto? - wskazuje na mnie uśmiechając się.
- Ja.- przewracam oczami, bo nie lubię takich zabaw.
- Czyli? - śmieje się.
- Ja.
- Czyli?
- Peeta, wiesz że nie lubię tego. - mówię ponuro, jakbym była na niego obrażona.
- Też Cię kocham. - cmoka mnie w policzek, nie mija sekunda a Effie jak i Haymitch są w szoku.
- Nieźle gracie moi kochani. - bierze duży łyk i wyciera buzię rękawem.- Umiecie grać na cudzych emocjach.
- Ale my nie gramy. - zaprzeczam.
Po usłyszeniu tych słów, Effie traci równowagę i przytomność. Zemdlała. Na szczęście Peeta szybko do niej podbiega i ją trzyma, aby nie upadła.
- Brawo. Właśnie ją uśmierciłaś. - odzywa się mentor. - Twoje zdrówko po raz dziesiąty. Czasami doprowadza mnie do szału ta baba.
- Po raz drugi. - poprawiam go z uśmiechem, a potem uświadamiam sobie że trzeba pomóc Effie.
Podbiegam do Peety i próbuję mu pomóc ciągnąć słabą opiekunkę, która dosłownie kilka minut wcześniej cieszyła się moim widokiem.
- Gdyby Finnick tutaj był...- wzdycham.
- Finnick nie żyje, Katniss. Przecież go zabiły zmiechy. - marszczy brwi.
- Yymmm... Niezupełnie. Później o tym porozmawiamy. - szczerzę sie.
- Mam nadzieję. - przegryza dolną wargę.
Mimo iż Effie wygląda na leciutką osobę, jest bardzo ciężka, a gdy próbuję ją dźwignąć, potykam się o materiał sukienki i się prawie przewracam. Na szczęście Peeta jest bardzo silny, więc zbytnio nie potrzebuje pomocy w jej noszeniu. Chwała Bogu. Gdybym rozdarła sukienkę, to znowu znalazłabym się w rękach ekipy przygotowawczej, która od razu chciała by przeprowadzić mi operację plastyczną, abym wyglądała według nich idealnie. Na szczęście tak nie jest, a tym bardziej nie chcę wyglądać jak typowa Kapitolinka.
- Idź. Dogonię Cię, musisz wypaść wspaniale. - uśmiecha się, a gdy już jestem oddalona od niego o kilkanaście metrów, słyszę jego ostatnie słowa przed przyjęciem. Tak, będzie to impreza na moją i jego cześć. - Dla mnie już wypadłaś!
- Wiem. - chichotam.
Czekam na next
OdpowiedzUsuńTwoje zdrówko za świetny rozdział! :D Pozdrawiam i czekam na więcej :3
OdpowiedzUsuń