Prim.
Niewinna, acz pewna swoich poczynań istota, która rozświetlała moją zawiłą drogę na nowo.
Rue.
Siejąca zamęt w mojej zbolałej głowie od nadchodzących zgorzkniałych wspomnień, jakie do jej śmierci zdołałam zachować w sercu.
Mama.
Tak mało brakowało, bym pogodziła się z jej chłodnym nastawieniem do świata. O ile z ojcem potrafiłam się dogadać, o tyle waśń pomiędzy mną, a nią narastała z każdym minionym dniem.
I wreszcie Peeta.
Mężczyzna pełen zagadek, które otoczyły jego umięśnione ciało, niczym złota poświata rodem wzięta z baśni.
Wzięłam powietrze w płuca, opierając łokcie o żelazną barierkę.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a smugi na niebie w końcu zaczęły odwiedzać pierwsze gwiazdki, które delikatnie sunęły w dwunastogodzinny sen. Nikt nie mógł zaprzeczyć, iż widok ten zapierał dech w piersiach, a oczy analizowały każdy minimalny szczegół, jaki dany był im zobaczyć.
- Przestań myśleć nad swoją marną egzystencją. - zwrócił mi uwagę mężczyzna, przerywając wówczas ciszę drażniącą moje uszy. - Już nic ci nie pomoże.
- Fajnie, że właśnie tak podsumowałeś moje życie - odpowiedziałam smętnie chrypliwym głosem. - Marne.
- Garbisz się. - usłyszałam kroki zbliżającego się do mnie Haymitcha, który ostatnimi czasy był dla mnie wszelaką podporą.
- A ty pijesz, rzucasz słowa na wiatr, a gdy jesteś pod wpływem alkoholu łapiesz przypadkowe dziewczyny za pośladki. - wymieniłam z lekkim zażenowaniem. - Dalej mam wypowiadać prawdę, czy sobie pójdziesz i po sobie posprzątasz?
- Przecież dom wygląda jak najbardziej w porządku. - rzucił, przypatrując mi się ostentacyjnie. - I ostatnio za bardzo bierzesz wszystko do siebie.
- Ja? - zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się z wpartym we mnie takowym szokiem. - Skoro nie mam powodu do szczęścia, to nie widzę sensu w nieprzyjmowaniu ludzkich opinii dotyczących mojego życia.
Przykre koneksje z otoczeniem odbierały mi resztki sił, a piętno pozostawione na moich wspomnieniach budowało utratę rzeczy, które były dla mnie czymś bardzo ważnym, aczkolwiek nieatrakcyjnym. To właśnie zdarzenia, jakie człowiek przeżywa go budują - tworzą nową osobowość, a co poniektóre witrażowe wspomnienia zabijają choćby najmniejsze zakątki jego umysłu.
- Młoda damo - powiedział z powagą. - My się chyba nie rozumiemy.
- A i owszem. - przytaknęłam.
- Kompletnie nie masz pojęcia czym jest choćby najmniejszy bukiet szczęścia. - stwierdził, cmokając głośno. - Nawet jeśli tyle przeżyłaś, nawet jeśli widziałaś śmierć na własne oczy, nawet jeśli całe dnie głodowałaś, nawet jeśli doznałaś zawodu miłosnego - jesteś tutaj, Katniss. Bo los tego chciał. Tyle osób zginęło, a ty żyjesz nadal, dając innym nadzieję na lepsze jutro. Doceniaj to.
Bardzo fajny blog!pisz dalej !! Czekam na nexta! ��
OdpowiedzUsuńMega, czekam na następny :)))
OdpowiedzUsuńPrzyznaję bez bicia, że nie czytałam Trylogii, ale podoba mi się Twoja twórczość i jestem ciekawa dalszych rozdziałów! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny *.* bede czytała dalej :D
OdpowiedzUsuńObserwuje i zapraszam na ivicini.blogspot.com