muzyka

piątek, 4 marca 2016

37 ,,Noc płomieni"

Wózek inwalidzki jest moim powozem, którym sama mogę prowadzić, czyli jestem woźnicą. Dwa miesiące użalam się nad sobą i tak bez przerwy, jakbym w ogóle nie spała, tylko płakała. Co minutę czuję na swoich policzkach kolejne łzy goryczy spowodowane winą, którą się obarczam, a nie Peete. Przeze mnie ma te ataki i to przeze mnie trafił w ręce Kapitolu. Krótko mówiąc - znalazł się w centrum piekła, w którym ja co roku będę musiała udawać, że wszystko ze mną dobrze i tłumaczyć się, że Peeta gdzieś wyjechał i już nie wróci. Już nawet wolę sobie nie wyobrażać co mógł tam przejść. Jakie tortury na nim stosowali, aby tylko zwrócić go przeciwko mnie, aby był ich tajną bronią. Nie chcę sobie w głowie układać jakiejś historii, która ma stać się w przyszłości, bo jak sądzę byłaby  okropna tak jak moja przeszłość, gdzie podkładali mi pod nogi kłody. 

Trzeba czekać, aż zobaczę z powrotem swojego starego przyjaciela, którego kiedyś winiłam za śmierć Prim. Teraz jestem pewna, że to nie on, po prostu to nie wypaliło. Nie wiadomo czy się w ogóle wybudzi, jednak wolę nie myśleć o tym najgorszym. Wystarczy, że przestał mnie kochać Peeta. 


Cierpliwość... Co to jest cierpliwość? Co może oznaczać to dosyć długie słowo? Ja nie wiem i właśnie tego będę się trzymać, bo niewiedza o znaczeniu takich słów jest też dobra. 

 Kolejne godziny spędzę w tym pomieszczeniu, które wygląda tak bardzo puste jak moje. Mogłam opuścić swój pokój już tydzień temu, lecz nie pozwolił mi on na to. Jego twarz jest cała sina i spuchnięta. Prawa dłoń leży dokładnie na sercu, a lewa wzdłuż jego tułowia. Wygląda na zmarłego, jednak upewnia mnie że żyje pokazując, że jego klatka piersiowa podnosi się i opada. Oddycha. Mogę tak patrzeć cały czas, ale obraz zamazuje mi kolejna łza, którą już za chwilę uronię. Nie potrafię tego kontrolować. To wszystko ma ku sobie znaczące powody, jednak jak zwykle nie chcę o tym mówić. Nie lubię dzielić się z ludźmi moimi przemyśleniami, smutkami. Szczęściem to ja chyba w ogóle bym się nie dzieliła, bo na prawdę rzadko na mojej twarzy gości szeroki i szczery uśmiech. 

Patrząc na to dziecko Finnicka i Annie o miłej twarzyczce, przypomniały mi się tamte zdarzenia na przyjęciu w Kapitolu. Jak Peeta powiedział, że chce mieć dzieci. Ja natomiast nie chciałam, ale chodziło mi o to, że nie miałabym ochoty cierpieć widząc moje dziecko w telewizji walczące na śmierć i życie. Nie chcę sobie w głowie odtwarzać tego co działo się przez tamte lata, gdzie działy się same okropne rzeczy. Przecież gdybym miała potomstwo, w pewnym czasie zaczęło by coś podejrzewać, a na mecie już wypytywać na temat Igrzysk Głodowych- postrachu wszystkich dzieci. W końcu przejrzało by na oczy i dowiedziało się jaki spotkał mnie los, tak jak Peete. Że dzięki mnie już nie odbędą się dożynki, lecz to nie prawda, bo dowiadując się o ostatnich igrzyskach, w których ja mam wziąć udział jako Kosogłos, mający potęgę większą niż Snow, muszę pokazać, że potrafię się zbuntować bardziej niż cała setka ludzi. Jednak gdy tylko pokonam Celestię, być może to co miało być nie odbędzie się.

Dowiedziałam się od Paylor i od reszty mojej drużyny, która mnie odwiedziła kilka dni po trafieniu do szpitala,że podobno Celestia Snow spłonęła w bazie, a pod wpływem rzucenia łykołaka o ile pamiętam w prawą stronę, uratowałam nie tylko siebie, ale i Finnicka.  Nie wiadomo czy nasz największy wróg zginął, nawet nie ma na to dowodów, jednak ja jestem pewna, że żyje. Intuicja mi podpowiada, że gdy tylko będę mogła to wstanę i poszukam śladów, a znajdę to co trzeba.  
Nie wiem czy podołam temu po raz kolejny, bo narażę znowu swoich bliskich, którzy już powoli odchodzą. Próbuję nie myśleć o moim chłopcu z chlebem, jednak każda myśl o nim jest spowodowana spojrzeniem na tą małą niewinną perłę, którą od niego dostałam. 
Wszystko tak szybko przemija... Muszę sobie stworzyć wielki album w głowie, ale najpierw trzeba to wszystko posegregować delikatnie, aby tylko te wspomnienia nie zniknęły...

Jestem Katniss Everdeen, miałam rodzinę, którą straciłam. Trzeba podkreślić ,,miałam".Prim i ojciec nie żyją, obydwoje zginęli w wybuchu. Mama wyjechała do 4 dystryktu i się mną nie obchodzi, a na pewno wie o tym, że walczyłam po raz kolejny i teraz jestem na wózku. Zgłosiłam się na trybuta za moją siostrę, dzięki czemu uratowałam ją, jednak i tak dwa lata później umarła. Mam najlepszego przyjaciela Gale'a, który jest teraz w śpiączce, lecz wierzę, że już za chwilę się obudzi. Na 74 igrzyskach głodowych musiałam ratować swoje życie poprzez udawanie miłości do Peety. Zwyciężyłam, a pół roku później po raz drugi musiałam wrócić na arenę. Effie wylosowała karteczkę z imieniem Haymitcha, więc Peeta się zgłosił na jego miejsce, co spowodowało, że nie mogłam dopuścić do jego śmierci. Cinna zginął. Rozwaliłam pole siłowe i porwali ich... Porwali ich... Porwali. 

Dalej już wolę sobie nie przypominać, bo to co działo się rok temu było jeszcze gorsze od walki na arenie. 

Zbliża się dość chłodny wieczór. Wiatr wiejący z północy powoduje u mnie gęsią skórkę, i tak co każdy zachód słońca, który muszę tutaj przesiedzieć samotnie, bo nawet Gale, który śpi nie jest tu zbytnio obecny. W końcu nie dziwię się. On ciałem jest w pokoju, a duszą... A duszą nie wiem. Czasem odwiedza mnie tutaj Finnick, który o dziwo już bez pomocy wózka inwalidzkiego, może się poruszać swobodnie. Już nie spędza ze mną dużo czasu, bo ma Annie i Maxa, jednak ja nie protestuję i próbuję cieszyć się każdą chwilą z nim spędzoną. W swoim pokoju byłam kilka dni temu, dokąd wygonili mnie lekarze, którzy zauważyli mnie płaczącą przy łożu Gale'a. Kazali mi się przespać, jednak ja stawiałam wielki opór, co pokazało jaka ja jestem uparta. Już nawet nie pozwolili mi czuwać przy nim! Skoro Peeta odszedł to muszę się z tym pogodzić...

Po pewnym czasie zapominając, że mogę zamknąć okno, kieruję się do mojego pokoju po jakiś ciepły kocyk, bądź dobry wełniany sweter. Jednak wpadam przypadkowo na wysokiego mężczyznę o jasnej czuprynie, którego nie poznaję za pierwszym razem, ponieważ z jego ust nie wydobywa się ten mocny zapach alkoholu, którego wręcz nienawidzę. 

- Haymitch. - bąkam nieświadomie. - Witam Cię w mych skromnych progach. 

- Wiem wszystko, ale jak zwykle nikt mnie nie poinformował, że mój kochany skarb jest na wózku. - wyrzuca z siebie to co zbędne i pomaga mi w dotarciu do pokoju.

- Już dawno dałabym radę wstać. - prycham. 

- To czemu nie wstaniesz? - pyta pełen entuzjazmu, przez co zaczynam się dziwić. - Hmm? 

- B-Bo... Bo polubiłam ten wózek! - niespodziewanie zaczynam mieć chrypę spowodowaną być może przeziębieniem przez te noce spędzone przy boku Gale'a gdy okno było otwarte. 

- Nie kłam, skarbie. Nikt nie chciałby być na Twoim miejscu. - uśmiecha się i zabiera koc w wielkie łaty i mi go wręcza. 

- No nie wiem, nie wiem. - pod wpływem zimna ubieram jeszcze sweter, który przed chwilą znalazłam pod moimi czterema literami.

- A tym bardziej stracić pamięć. - mówi cicho. - Prawie ją straciłaś, rozumiesz? 

- To chyba dobrze, prawda? - moje oczy się zaszkliły, ponieważ przypominam sobie o tamtym młodym mężczyźnie, który mnie uratował.

Dzięki niemu ja wciąż żyję. Poświęcił za mnie swoje życie, które było przejęte przedtem przez wnuczkę Snowa. W tamtym świecie może cieszyć się wolnością, na którą zasługiwał przez całe życie. Najgorsze, że nie wiem jak ma na imię. Mógł mieć rodzinę. Może miał żonę? Może ona na niego wciąż czeka jak i dzieci? Może oni nie wiedzą, że oddał się całkowicie losu? Nikt nie ma całkiem szczęśliwego życia. Nawet człowiek, który ma potęgę większą niż władca Panem, może być pechowcem. A tym człowiekiem jestem niestety ja.

- Czemu dobrze?! Katniss! Nie rozumiesz, że przed szpitalem są tysiące ludzi, czekający aż wejrzysz przez okno? - krzyczy. - Oni chcą Ci złożyć pokłon. Poświęciłaś się znowu za nich.

- Nie jestem stworzycielem tego świata, jestem zwykłym człowiekiem. - ostatnie słowa najbardziej podkreślam.

- Oni nie chcą Paylor za prezydenta. Chcą Ciebie. - zaczyna ze mną dyskutować, jednak nie chcę w tej chwili wybuchać, więc próbuję się uspokoić. Nie pozwala mi na to Haymitch, który dalej próbuje mnie przekonać do spojrzenia na świat z innej perspektywy. - Ludzie wreszcie czują się bezpiecznie. A będą się czuć jeszcze bezpieczniej pod skrzydłami Kosogłosa. Czyli Ciebie, Katniss.

- Czy możesz wreszcie przestać!? - zaczynam krzyczeć jak opętana. Jestem z nim na korytarzu, jednak czuję że nie jestem sama. Zaraz mogę kogoś obudzić. Przykładem mogą być jakieś ranne małe dzieci. 

- Spokojnie, skarbie. Musisz odpocząć, jednak dam Ci spokój, gdy spełnisz moją jedną prośbę. - zaczyna się wahać przez spojrzenie na moją minę, lecz próbuje dalej mnie przekonywać. - Jedną. Proszę. 

- Dobra, Haymitch. Co to za prośba? 

- Wejrzysz przez okno i się im pokażesz. - patrzy na mnie prosząco. Ja wiem, że nie jest to dobry pomysł, ale jak to zrobię, to wreszcie będę mieć spokój.

- No dobrze. Ale szybko. Z której strony? Nie widziałam i nie słyszałam ich z pokoju Gale'a.

- Bo oni są z drugiej strony. Lekarze próbowali ich uspokoić, jednak jest ich za dużo, więc dali sobie spokój. Sami chcieli z Tobą porozmawiać, abyś się im pokazała. Pacjenci w tym szpitalu muszą mieć ciszę. - uśmiecha się szczerze. -Spróbuj wstać. 

- Nie mogę. - rzucam koc na podłogę i próbuję wstać.

Na prawdę wiele razy próbowałam ustać na własnych nogach, ale jest to dla mnie za trudne. Już wiem jak może czuć się inwalida. Mimo tego, że w siebie nie wierzę, zamykam oczy i delikatnie ściągam nogi ze ,,schodka". Boję się wstać, bo mogę upaść, a potem nie poradzę sobie. Patrząc na mnie jak się z tym trudzę, pomaga mi Haymitch który zawsze jest skory do pomocy. Po pięciu minutach czuję jak moje nogi nie potrafią unieść ciężaru mojego ciała.

- Muszę sobie poradzić. Dasz radę Katniss.- pocieszam się tymi słowami w duchu. 

Podtrzymuje mnie mój dawny, stary mentor, który prowadzi mnie do pustego pokoju, z którego słychać głośne rozmowy ludzi. Są oni nie tylko z Kapitolu, ale i z dystryktów, a co mnie najbardziej dziwi połowę poznaję. 
Gdy tylko wychylam głowę za okno, widzę tłumy ludzi, których wzrok jest momentalnie na mnie skierowany. Wszyscy wykrzykują moje imię, z wyjątkiem jednej kobiety o blond włosach. Wydaje mi się na prawdę znajoma i gdy już przepycha się przez ten tłum, rozpoznaję ją. Moje oczy po raz kolejny się zaszkliły. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

4 komentarze=next c:

 Dziękuję za tą waszą aktywność <3



6 komentarzy:

  1. Świetnie czekam do jutra na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. I love this. Katniss w końcu spotka swoją mamę - tak mi się wydaje

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejny. Ten super jak zawsze ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudownie czekam na nowy rozdział! Pozdrawiam i jeśli mogę to zapraszam również do mnie
    http://zycieporebeliilosykatnissipeety.blox.pl/html
    Pozdrawiam
    Milly

    OdpowiedzUsuń