muzyka

sobota, 20 lutego 2016

34 ,,Primrose Everdeen"

Nogi nie potrafią unieść ciężaru mojego ciała, które wygląda marnie jakbym zaraz miała umrzeć z głodu. Wystające żebra przypominają mi o okrutnym dzieciństwie, które było tylko w połowie wesołe. Głód nasilał się z minuty na minutę, a jedzenia nie można było wyczarować samym wzrokiem wbitym w pusty stół okryty białym obrusem. Trzeba było je zdobyć. Nie ważne jak. Śmietnik... Błaganie o choćby kilka okruchów chleba, albo nawet o jeden. Brzuch nie tylko mi nie dawał spokoju. Prim i mamie zbladły twarze na widok mych dłoni, które nic nie trzymały. 

Nie można ich zawieźć... Nie pozwolę, aby znowu marniały w moich oczach, aby były jeszcze chudsze. - słyszę moje postanowienia w głowie, które były nie całe dwa lata temu bardzo ważne. Ledwo łapię oddech na samą myśl, że nie ma przy mnie mojej siostry. Mojej małej Prim, którą kiedyś uspokajałam śpiewaniem kołysanki gdy płakała, pokazując, że nie może zasnąć. 


W oddali łąki, wejdźże do łóżka
Czeka tam na Cię z trawy poduszka.
Skłoń na niej główkę,oczęta zmruż,
Rankiem cię zbudzi słońce, twój stróż.

Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
stokrotki polne zaradzą złu.
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
tutaj jest miejsce, gdzie kocham Cię. 
(...)

Najsłodsza mara tu ziszcza się, 
tutaj jest miejsce, gdzie kocham Cię. 
Gdzie kocham Cię.

- powtarzam to dalej w swojej obolałej głowie.


Gdzie kocham Cię. 

Mała dziewczynka o blond włosach i niebieskich oczach biegnie po łące usłanej pięknymi i pachnącymi kwiatami, a zbliżając się do lasu widzi mały rządek prymulek, które szybko rosną próbując pokonać inne kwiaty swoim wzrostem. 

- Proszę. Wygraj dla mnie. - echo roznosi się po całym tunelu, choć Finnick nic nie słyszy. Może jestem wariatką, jednak ból serca jest tak wielki, że rana się nie zagoi, a widok wybuchającej siostry pozostanie do końca życia przez oczami. Będzie się powtarzać... Jeden raz... Drugi... Trzeci... Czwarty... Aż w końcu ja jako dziewczyna igrająca z ogniem przemienię się  nagle w proch. - Uratowałaś mnie dwa razy. Urodziłam się po to by umrzeć wcześniej niż sądziłaś. Wcześniej...

Chłód tu panujący sprawia mnie o dreszcze, a gęsia skórka nie znika z moich ramion jak i nóg, które zaraz przestaną dobrze funkcjonować i odmówią mi posłuszeństwa tak jak mózg. 

- Katniss, jeżeli źle się czujesz to ja tam pójdę. - jego głos przypomina mi Peete, którego już nigdy przenigdy nie zobaczę. Przez chwilę sądzę, że to właśnie rozmawiam z moim ukochanym, a nie z Finnickiem. 

- Nie. Poczekaj. Po prostu... Po prostu próbuję sobie przypomnieć twarz Peety. - odpowiadam ze skruchą, a gdy zaczyna łapać mnie za ramię przemęczony, zaczynam zdawać sobie sprawę, że to co teraz zrobię będzie szalone.  - Dziękuję. - uśmiecham się lekko i cmokam go w policzek. Ruszam przed siebie pewna, że już za nie długo zobaczę  przy moim boku  Prim i tatę, oraz bliskich, których pokochałam już od pierwszej rozmowy. 

- Katniss? Katniss! Co ty zrobisz? - próbuje mnie złapać, jednak to tylko powoduje że się przewraca. Zaczyna czołgać się, co tylko go bardziej może zmęczyć. - Katniss?! Nie! Masz tu przyjść! Rozumiesz?!

Nie odzywając się już i nie tracąc przy tym głowy, pokonuję szybko spory kawał drogi i gdy jestem już przy końcu tunelu, nawet się nie rozglądam na boki. Wiem już gdzie jest schowek, w którym znajduje się mój ukochany łuk i kołczan. Zaczynam dyszeć ze zmęczenia, a z moich ust wydobywa się zimne powietrze. Nos już nie bierze udziału w oddychaniu, tylko usta, przez które ledwo przechodzi powietrze do płuc. 

Przechodzę przez pomieszczenie, którego ściany są całe czerwone i może się wydawać, że wyglądają jakby były polane krwią jakiegoś zwierzęcia, być może niedźwiedzia. Chyba całe to zmęczenie sprawia u mnie halucynacje, jednak moje oczy rzadko mnie okłamują i zawsze dobrze funkcjonują, a tym bardziej ucho, które słyszy wszystko z większych odległości 

- Katniss...- dochodzi do mnie cichy głos, który mnie zaczyna przerażać. Gdy tylko robię wielki krok, zaczyna się to powtarzać w kółko... Trzy razy powtarza to jeszcze i postanawiam iść dalej, aby ukoić zbolałe serce. Moje oczy w końcu muszą się nacieszyć widokiem tej cięciwy, a dłonie dotykiem strzał. - Katniss...

Nie zważając na ostrzeżenia, które daje mi ten cienki głosik, wreszcie dochodzę do gwiazdy programu. Nie widzę strażników pokoju, którymi w rzeczywistości nigdy nie byli. Nie dostrzegam zagrożenia, które dalej raczej tu panuje i nie mam do tego jakoś nosa. To nie mój dzień. Uświadamiam sobie, że ten głos dochodzi z mojej prawej kieszeni od kostiumu. Zdziwiona grzebię w niej i to co tam znajduję jeszcze bardziej mnie szokuje. W razie czego mam łykołak i jakiś odbiornik, który jest wielkości większego ziarnka grochu. 
Macam przedmiot, z którego słyszę głos i kiedy już zaczynam nim podrzucać, po raz kolejny ktoś się odzywa. 

- Zostaw to Kosogłosie. Dobra, koniec żartów. - teraz słychać Paylor, jestem tego pewna ponieważ jej ton głos jest bardzo donośny i pewny. - Zaraz tu będziemy. Nie zabijaj Celestii. Słyszysz nas? 

- Ale ja chcę ją zabić! - protestuję i gdy tylko wkładam dziwną rzecz do kieszeni, dochodzi do mnie kolejne zdanie. 

- Zaraz tu będziemy. Mamy namiar. Celestię zabijemy tak jak Snowa i właśnie w tamtym samym miejscu. Rozumiesz? Halo? 

Nie odzywając się już, rozdeptuję odbiornik i biegnę do pomieszczenia w którym jest broń. Dziwne. Nie ma tu kamer, ani żywej duszy. Albo to pułapka, albo w ogóle nie pomyśleli, że mogę tu wejść i ukraść to co potrzebne aby stawić czoła  źródle zła. Napięcie rośnie tu  z minuty na minutę, a moje serce zaczyna niepokojąco szybko kołatać. Intuicja podpowiada mi abym weszła i szybko zniszczyła łykołakiem ich bazę. Tak więc zrobię. 

Na szczęście kiedy podążam do łuku i strzał, nie ma żadnych pułapek, a ludzi tu tyle ile zmiechów, których jak na razie nie ma. Moje dłonie po raz kolejny mają zaszczyt dotknięcia pięknie wyrobionego czarnego łuku, który jest zabójczy dzięki strzałom, które nie są zwykłe. Moje oczy się cieszą, że widzą wszystkie strzały w kołczanie, który jeszcze przed wejściem do tej bazy był pusty. Wracam szybko do Finnicka z nadzieją, że obydwoje być może przeżyjemy. Jednak to nie mogło trwać długo. Nie mam dużego szczęścia. Przytrzymują go trójka mężczyzn. Jeden o siwej czuprynie, drugi jest bardzo młody i ma kasztanowe włosy, mogłabym strzelić że jest w moim wieku, a trzeci wygląda tak bardzo mizernie jak Finnick, który o dziwo przeżył. 
Wreszcie czas dla mnie, abym się wykazała. 

- Katniss, strzel we mnie. - rozkazuje mój przyjaciel, który jest już zmęczony całą sytuacją i nie ma siły walczyć. - Strzelaj. 

Nie mogę strzelić... Nie mogę. 
Nagle jeden z trójki, ten najmłodszy zaczyna mocno kopać strażników, których pokonuje już za jednym zamachem. Finnick jest wolny, a ja jestem niemalże w szoku co ten młodzieniec zrobił.

- Zawsze chciałem być z Kosogłosem. - uśmiecha się lekko szatyn i gdy chce mi pomóc nieść mojego przyjaciela, zaczyna poważnieć na twarzy.- Uciekaj! Ja zacznę do nich strzelać. Biegnij z nim do tamtego pomieszczenia! 

 Gdy się tylko odwracam, widzę jak zostaje ostrzelany przez strażników, którzy zaczynają za mną biec. Być może jest to zły pomysł, ale... Puszczam Finnicka i wyciągam ze specjalnej kieszonki łykołak i stając w miejscu, czekam aż będą bliżej. Jeszcze kilka metrów... Cztery... Trzy...

- Łykołak..Łykołak, łykołak. - powtarzam szybko i rzucam to w około czterdziestu mężczyzn. - Kocham Cię Peeta. - krzyczę i jakaś wielka siła odpycha mnie do tyłu. 

Czuję jak płonę. Moje włosy płoną, mój kostium płonie. Moje serce płonie. 

- Idę do Ciebie Prim. - ostatnie słowa które wypowiadam. 


3 komentarze:

  1. Jestem ciekawa co będzie dalej. Fajnie zbudowałaś napięcie tym ostatnim zdaniem. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na wiecej prosze zeby byl jutro

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny rozdział???

    OdpowiedzUsuń