muzyka

niedziela, 3 stycznia 2016

7 ,,Perła dająca nadzieje"

- Jaskier! Chodź tu głupi kocie! - nawołuję go, ale nic nie przyczłapuje na moje zawołanie.

- Katniss! Chodź tu głupi kocie! - żartuje Finnick, śmiejąc się aż do utraty tchu. - na prawdę myślisz, że jak będziesz go tak nazywać to przyjdzie?

- Ale on tego i tak nie rozumie! On tylko wie co oznacza jedzenie, leżenie i... Prim. - ocieram oczy ze zmęczenia. Jestem wyczerpana, ale tak łatwo się nie poddam. To prawie jedyna pamiątka po mojej siostrze, nie licząc zdjęcia jej i taty, oraz ubrań.  - Argh! I jeszcze ta głupia ręka! - jęczę z bólu, choć próbuję tego nie pokazywać.

Ręka nie jest moim największym zmartwieniem, tylko Gale, mama... Peeta i jeszcze nie chcę skrzywdzić kogoś swoimi słowami. Teraz moje usta są wrogiem każdego człowieka, moim wrogiem też są. Nie wiem czasem co gadam, tylko dzięki Finnickowi na razie się opamiętuję, ale to nie wystarczy. Jego obecność jest dla mnie taka ważna... Samotność jest koszmarna. Więc próbuję z nim spędzać każdą minutę.


- Jaka ręka? Co się dzieje? Pokaż mi ją. - pomaga mi usiąść, a potem widzę jego zdziwioną twarz na widok kawałka koszuli przesiąkniętego krwią. Rozrywa moją koszulę na szczątki, a potem próbuje zatamować krwotok. Coraz bardziej nie mogę wytrzymać bólu.  -Co się stało? - pyta z troską.

- Spadłam z drzewa...- mam nadzieję że się nabierze, ale widać że mi nie wierzy bo robi zdziwioną minę i czeka na wyjaśnienia oraz prawdę, którą wypowiem. - okej. Wygrałeś.Ktoś rzucił we mnie sztyletem.

- Na polowaniu? Wczoraj?

- Tak. A teraz przynieś mi wodę utlenioną i dużo bandaży. Opowiedz mi jeszcze o tym sekretnym pokoju. - próbuję zmienić temat, bo czuję się niezręcznie.

Ostatnio bardzo się zaniedbuję, nawet opatrzyć ręki sobie nie chciałam. Kto wie... Może już czas żebym odeszła z tego świata? Miałam pare myśli samobójczych. Głównie przez Peete, kiedy dowiedziałam się że może nie żyć.Nikogo bym już nie zraniła. To jest jeden plus mojej śmierci.

Słysząc ten wydany przeze mnie rozkaz, przynosi z kuchni to co chcę. Ma wszystkie leki, które potrzebuję, aby nie wdała się infekcja.

- Najpierw powiedz kto rzucił w ciebie sztyletem. - z torby wyciąga bandaże i zaczyna opatrywać moje ramię.

Pamiętam wszystko. Każdą jego cechę i wadę. Co robi na co dzień, jak zabija czas. Znam go, ale boję się od wczoraj wypowiedzieć jego imię. Jestem w szoku.

Wczoraj postanowiłam, że pójdę na polowanie pod nieobecność Finnicka i zrobimy sobie ucztę jakich mało w 12 dystrykcie. Choć mam dużo pieniędzy, to nie lubię ich wydawać. Lubię mięso, które sama upoluję. Na początku szło mi dobrze. Ustrzeliłam dwie wiewiórki i zające, oraz jednego grzędownika. Nagle coś zaczęło głośno szeleścić, więc odwróciłam się i w ułamku sekundy broń przeleciała mi przez oczami. Popatrzyłam w lewą stronę i zobaczyłam... Haymitcha! Nie potrafił przecież strzelać. Musiał się nauczyć, ale od kogo?! Przecież nie sam! A tak poza tym jestem pewna że to on, widziałam jego twarz i posturę... ręce. Do domu wracałam przestraszona, ból był nie do zniesienia. Jestem zwierzyną? Rany na ręce nie mogę porównać z tym co się dzieje w moim sercu. Czemu do mnie rzucił?

Opowiadam Finnickowi wszystko i widać że słucha z zainteresowanie. Wchłania chyba każde słowo które wypowiadam.

- Haymitch?! Ten pijak? Nie wierzę! - krzyczy zdumiony.

- Też jestem w szoku.- zaczynam drżeć.

Kilka dni później...

Mentor wyjechał do Kapitolu. Napisał list, że tam jedzie ze względu na rodzinę. Jednak przecież ją stracił. Z Finnickiem zakładamy że pojechał tam tylko dla Effie. Opowiedziałam mu o pożegnalnym pocałunku Haymitcha z opiekunką.

Chciałam z nim sobie wszystko wytłumaczyć, ale go nie ma. Może zrobił  to przez przypadek?

Nagle zza progu wyłania się blondyn trzymający rudego sierściucha w objęciach. Szkoda że tym blondynem nie jest Peeta... Już nigdy nie zobaczę jego uśmiechu, jego proporcji ciała. Nie poczuję jego siły... ciepła. Wciąż czuję ból w sercu, jednak została w nim cząstka nadziei, że Peeta Mellark wciąż żyje, a Prezydent Paylor robi sobie ze mnie nie śmieszne żarty.

- Znalazł się? - pytam patrząc na pupila Prim.

- Strasznie drapie. On zawsze taki jest? Twoja siostra z nim wytrzymywała? - zaczyna głaskać zwierzę po sierści. Jaskier wydaje się być zadowolony.

- Prim go uwielbia. -uśmiecham się do kota, na co ten odpowiada głośnym miałknięciem. - Uwielbiała. - poprawiam się ze smutkiem.

- Wygląda na dość wychudzonego kocura.  - marszczy czoło.

- Myszy tu pod dostatkiem. Niech nie marudzi. To że go szukałam, nie oznacza że nie mam go dość. - mówię półgłosem, patrząc kątem oka na kota. - Prim już nie ma!

- Annie Cię kiedyś odwiedziła? Na razie nie mogę jechać do 4 dystryktu. Pewnie sądziłaby że jestem kłamcą. - wzdycha z żalem.

- Raczej rzuciłaby Ci się w ramiona! Ma mnie odwiedzić w maju, ale raczej nie poczekasz tylu miesięcy. Nie usiedziałbyś w miejscu!

- To prawda. Ja już kilka dni nie mogę wytrzymać, a jeszcze dwa miesiące. - usadawia zwierzę na dywanie i siada obok niego patrząc jak powoli zasypia.

- Opowiesz mi o tym Snowie i jak wtedy przeżyłeś? - pytam zniecierpliwiona.

Bierze głęboki oddech. Na moje życzenie zaczyna opowiadać, choć widać dla niego to nie łatwe.

- Coin po tym jak dowiedziała się o mojej Annie, chciała ją zniszczyć. - zamyka oczy próbując się rozluźnić. - Podobno przyjaźniła się z mojej ukochanej matką.Obie się pogrążyły, więc Snow i Coin napuścili na mnie zmiechy, pokazując na co ich stać. Połączyli siły, ale dalej byli wrogami. Nie wiem dokładnie jakim powodem było zabicie ciebie, mnie.. Peety, ale dobrze że ich już tu nie ma. Chciałem żebyście ty i Peeta byli razem szczęśliwi. Nagle potwory zniknęły, wtedy kiedy powiedziałaś trzy razy łykołak. Ziemia zaczęła się osuwać spod moich nóg i znalazłem się w jakimś pokoju. Wstrzyknęli mi coś i się dopiero nie dawno obudziłem. Dobrze zrobiłaś. Dziękuję.

Ktoś zaczyna pukać do drzwi. Finnick od razu zrywa się na równe nogi i przestaje głaskać kocura.

- Już idę!

Długie pięć minut czekam w samotności, aż blondyn przybiega i wręcza mi ładnie przyozdobiony pakunek.  Po jego otwarciu momentalnie staje mi serce w miejscu. 

- Co tam masz? -  schyla się aby zobaczyć co się ze mną dzieje.

Moje oczy powiększają sie do rozmiarów jabłka.

- Na prawdę? Kto by dał małą, głupią perłę dziewczynie? - pyta.

- Peeta.

- Ouu... Sorry. 

Szybko biegnę do sypialni i zaglądam do szafki nocnej, nerwowo szukając perły od syna piekarza, którą dał mi na Ćwierćwieczu Poskromienia. Gdy ją znajduję wygląda na zaniedbaną, bo cała jest w kurzu. W drodze do  Finnicka zaczynam płakać ze szczęścia.

- On żyje! - krzyczę uradowana.

1 komentarz:

  1. Twój blog jest cudowny <3 Tak jakby to był dalszy ciąg filmu <3

    OdpowiedzUsuń