muzyka

czwartek, 31 grudnia 2015

5 ,,.Nadzieja matką głupich."

 Jedyne co teraz widzę, to ciemność. Kręci mi się głowie, a co najgorsze nie wiem co jest grane. To co teraz zobaczyłam nie może być prawdą! Wolę cierpieć dalej, ale chcę aby Peeta żył wciąż nawet z daleka ode mnie.  Wkrótce przybiega zdyszany Haymitch, który widać nie jest zadowolony z tego co zobaczył. Sam nie wie o co chodzi. Tak jak ja.

-Widzieliście to?! - pyta, wciąż nie łapiąc oddechu.


- Czy on żyje? - zaczynają mi podchodzić do głowy straszne rzeczy. Co mogło się stać? Wolę już prędzej umrzeć i nie przeżywać gorszych rzeczy takich jak kolejne śmierci najbliższych.


- Chyba nie...Ale sądzę że to jakieś żarty, Katniss. - dzięki tej odpowiedzi robi mi się wystarczająco słabo, że nie potrafię utrzymać równowagi ani oddychać.


- Ja już pójdę. Źle się czuję.- odwracam się na pięcie i wracam powolnym krokiem do domu. Cicho zaczynam łkać. 



- Katniss! Prezydent Paylor musi sobie robić żarty. Bo kto by chciał uśmiercić kochanka Katniss Everdeen z dwunastego dystryktu?! - mówi nie przekonując mnie.


- Przestań tak mówić bo ci łeb ukręcę! Nie jest moim kochankiem! Nieszczęśliwi kochankowie z dwunastego dystryktu! Ooo, jak mi szkoda że Peeta umarł. Bo kto by się nim przejmował? Nie rozumiesz że to co teraz mówisz jest niedorzeczne? Niby mnie kochał, a wyjechał. Wiem o nim wszystko, ale prawie nic. Tylko ja mu zostałam. Nie pocieszałam go wystarczająco, a teraz może nie żyć. Nie było mnie przy nim gdy umierał. - biorę głęboki oddech. - Więc idę się zabić, bo nawet z oddali potrafię każdego uśmiercić. - zagroziłam.


Gdy jestem już w domu Haymitcha, szukam alkoholu we wszystkich dostępnych dla mnie szafkach. Bez problemu znajduję jakiś trunek i zaczynam go powoli popijać. Smak jak i zapach jest ohydny, ale muszę się jakoś wyżyć. Nie rozumiem jak mój dawny mentor musi wytrzymywać w takim brudzie i nieładzie. W sumie sam jest zawsze zaniedbany i upity. Wypijam już jakieś dwie duże buteleczki, zaczyna mi się kręcić w głowie jeszcze bardziej niż wcześniej i widzę podwójnie. Twarze mi się mylą, bo nawet widzę rozmazaną twarz Peety. Zaczynam nawet mówić coś nieświadoma tego.


-Peeta? Kocham cię najbardziej na świecie! Zostań moim mężem i potem kurą domową! 


Nagle znowu widzę ciemność, a potem...


Budzę się z natarczywym bólem głowy. Leżę o ile wiem w łóżku Peety. Jestem już pewna że to jego pokój, ponieważ kolor tego pokoju jest pomarańczowy.

Przede mną stoi zły Finnick i Haymitch. Nic prócz złości nie potrafię wyczytać z ich twarzy.

- Czy ty właśnie wiesz co zrobiłaś?! Jesteś pijana Katniss! - krzyczy mentor przerażony. Uświadamiam sobie że pierwszy raz mówi do mnie po imieniu.  - I wypiłaś mi wszystko! Co ja teraz wyczynie?


- Nie wiesz co ja mogę teraz odczuwać. - wzdycham i okrywam swoje ciało zielonym kocem. - Wiesz dobrze co straciłam. Od początku, kiedy go poznałam zaczęło się kłamstwo. Zraniłam go już przed 74 igrzyskach, albo nawet po. Gdy powiedziałam mu przez ciebie że tylko symulowałam i nie kochałam go. Jestem kłamcą. Przyznaj Haymitch.


Zaniemówił. Nic poza tym. Nie przyzna mi racji, bo sam nim jest.

- Gdybym umarła na arenie, a Peeta sam by zwyciężył to może żyłby dalej. Ale nie. Jesteś kłamcą. Ty i ja. Przeze mnie i przez ciebie go już nie ma.


- Katniss, uspokój się. Jesteś jeszcze pijana.  - mówi poważnie i stanowczo Finnick.


- To wszystko przeze mnie. Nigdy go nie kochałam tak bardzo jak on mnie. A później zaczął mieć mnie dość.


-  Przykro mi. - wzdycha Haymitch zmęczony całą sytuacją.


- Przykro Ci?! - rzucam się na niego.


Zaczynam płakać i krzyczeć jak opętana. Finnick mnie przytula i uświadamiam sobie, że gdyby nie on, załamałabym się jeszcze bardziej. Skrzywdziłam kolejną osobę. Kolejną poprzez słowa które wydobywają się z moich ust nieświadomie. 


- Przepraszam. - mówię ze skruchą. 


Nad brwią dawnego mentora spoczywa  blizna, a raczej teraz rana, która się odnowiła po jej podrapaniu przeze mnie. Za pewne zdobył ją po swoich zwyciężonych igrzyskach. Zaczyna syczeć z bólu, ale chce coś powiedzieć więc daję mu dojść do słowa bo dzisiaj nic prawie z siebie nie wydusił.


- Powiem Ci tak, skarbie. Gdyby były jeszcze igrzyska, prezydent Snow i Coin, Kapitol by cie zniszczył, patrząc na to jak się rzucasz na mentora. W ten sposób pogorszyłabyś swoją sytuację, a tak przecież nie uratujesz Peety. 


- Czyli on żyje?! - pytam pełna nadziei.


- Dowiesz się w swoim czasie. Mała rada, skarbie. Najpierw daj dojść komuś do słowa, a w razie konieczności możesz go zabić. Widzisz? Gdybyś mnie uśmierciła, nic byś nie wiedziała.


W DOMU...


Widzę ekran, na którym jest transmitowany na żywo wywiad Caesara z Gale'm. Na sam widok starego i dawnego najlepszego przyjaciela robi mi się słabo. Przez niego i Beeteego opracowano bombę, która zabiła tysiące ludzi, mówiąc dalej, tysiące kapitolińczyków, setki dzieci w tym moją siostrę. Prim.


Prim. Gdy widzę ją na zdjęciu razem z tatą, oboje roześmianych na łące, czuję jej obecność jak i taty.  Jak dotykają mojego ramienia i mówią: ,,Nie martw się. Jesteśmy przy tobie. Opiekujemy się tobą dzień w dzień." Skoro się mną opiekują to coś im nie wychodzi, bo to co ja robię jest  bliskie końca świata.


1 komentarz: