muzyka

środa, 30 grudnia 2015

4 ,,To sen."

Stąpam powoli po ziemi. Omal nie potykam się o własne nogi. Jest mi wstyd za samą siebie, trudno mi się przyzwyczaić do widoku pięknych, drewnianych ale też ceglanych domów. Na ich miejscu były kiedyś resztki gruzów, a ja ludziom w ogóle nie miałam zamiaru pomóc w odbudowie budynków. Zaczynam się wahać, czy pójście na miasto to dobry pomysł. Czy ludzie zaczną we mnie rzucać kamieniami? Jestem tego nad wyraz pewna. Zniszczyłam ich cały dobytek, a nawet uśmierciłam ich najbliższych przez moje niezadowolenie dzięki Kapitolowi i Snowie.  

Zaczynam sobie wyobrażać dziecko, które rozpoznaje w gruzach zwłoki rodziców. Dlatego jest mi wstyd, bo dzieci które straciły przeze mnie rodziców mogą być teraz same i bezbronne. Jedzenie mają zapewnione dzięki mnie i Haymitchowi. Opieka przez innych ludzi nie może się równać z opieką rodziców. Pamiętam bezpieczeństwo, które zapewniał mi ojciec, przytulając mnie. Albo jak byłam przestraszona, głaskał mnie po głowie. Od razu przerażenie minęło. Nie wiem czemu gdy był przy mnie Peeta czułam to samo. Czy podpatrywał co mi ojciec robił? Że mnie uspokajał jednym dotknięciem? Jak mnie obejmował czułam się doceniona i bezpieczna tak jak przy tacie.



Też straciłam najbliższych. Tata...Prim...Mama, która nie mogła wytrzymać i wyjechała jak najdalej od 12 dystryktu. Teraz tylko czuję lekkie kłucie w sercu, więc gdy biorę tabletki na uspokojenie, ból ustępuje.


Biorę głęboki oddech i przygotowuję się na najgorsze. Idę przed siebie i widzę ludzi, którzy dziwnie się na mnie patrzą. Idę dalej. Czuję zapach perfum człowieka, którego znam. Ze spokojem na twarzy odwracam się i kilkaset ludzi dotyka ust wskazującym,środkowym i serdecznym palcem u lewej dłoni naprzeciwko mnie. Drżę.


- Katniss Everdeen. Dziewczyna igrająca z ogniem. - mówi jakiś mężczyzna wyłaniający się zza tłumu.

- Co ty tu robisz?! Przecież umarłeś! - do oczu napływają mi kolejne łzy.
- Finnick Odair nigdy nie umiera. A co? Chciałabyś? Nie łatwo mnie uśmiercisz.- uśmiecha się,rzucając już jakiś nieśmieszny żart.

Podbiegam do niego i przytulam najmocniej jak tylko potrafię. Jego koszula po minucie jest już mokra przez moje łzy. Jest mocno zbudowany, tak jak Peeta. Wchłaniam jego całe ciepło, wyobrażając sobie jak kiedyś przytulałam syna piekarza.


- Annie już wie? -  dopytuję nie zauważając ludzi, którzy nas okrążyli i słuchają całej naszej rozmowy.

-  Nie. Tylko ty wiesz. Leżałem w śpiączce i dopiero obudziłem się trzy dni temu w jakiejś sekretnej komnacie. - mówi ciężko dysząc.
- Ale przecież zostałeś zabity przez zmiechy! - krzyczę zaskoczona,patrząc w oddali na czaszkę, zrobiło mi się słabo.
- Lepiej później Ci opowiem. Jak tam z Peetą? Słyszałem że żyje z tobą szczęśliwie. 
- On...On wyjechał. - zaczynam mieć chrypę. - Za dużo razy go zraniłam i jestem tego świadoma.
- Sądzisz, że z takiego powodu mógł wyjechać?! - parska śmiechem. - On szaleje za tobą! On szaleje na twoim punkcie. Rozumiesz?! Wszystko by Ci wybaczył.

Ludzie wzdychają wzruszeni.


Chcę coś jeszcze powiedzieć, bo się ze zdaniem Finnicka nie zgadzam, ale przerywa mi wystrzał armaty. Na niebie pojawia się zdjęcie blondyna z przesadną ilością żelu na włosach. Peety. Co to miało znaczyć?! Tylko na arenie tak było, gdy jakiś trybut umierał!


Zaraz po tym zdjęcie znika i rozbrzmiewa hymn Panemu. 


Zaczyna boleć mnie serce.


2 komentarze:

  1. Świetny blog na prawdę! Pisz dalej bo jestem ciekawa co się stanie xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twój blog <3 jest taki realistyczny <3

    OdpowiedzUsuń