Rozłąka, kłótnia, złamane serce, kłamstwo, litość, zaniedbanie, nie wyleczone rany, przyjaźń i do kolejnych słów, których nienawidzę zaliczam: trudne do rozszyfrowania słowa, które wypowiedział wczoraj Peeta tutaj, gdzie widziałam go po raz ostatni.
Czasem wydaje mi się, że czas staje w miejscu, a ja czekam aż ktoś mnie w końcu odwiedzi, lecz bez skutku. Żadnych znaków, które pokazałyby mi, że jednak ktoś w tym szpitalu przeżyje. Chyba jeszcze nikt stąd nie wyszedł, a ja się do tego mogę zaliczyć. Mogę tu umrzeć, a ja się w ogóle nie odezwę. Nie mam do kogo. Nie mam z kim rozmawiać. Jedynym zajęciem jest wpatrywanie się w tarczę starego zegara, który pokazuje ile czasu tutaj zmarnowałam, ile tu spędziłam sekund, minut, godzin... Już tego nie liczę, ale za to wpadłam w trans słysząc co chwilę: Tik-tak.
Tik-tak. I znowu kolejne. Będzie się tak powtarzać, aż w końcu moje uszy będą mieć tego dość. Drugim uzależniającym zajęciem jest obliczanie blizn na moim drobnym ciele, które jest wyczerpane leżeniem. I trzeba tak bez pomyłki... Muszę być pewna ile mam szwów, ile siniaków, a także malutkich zadrapań. Jestem przyzwyczajona do poruszania się, a nie do ciągłego leżenia w szpitalnym łóżku, które odgradza mnie od lasu.
Menu
▼
sobota, 27 lutego 2016
piątek, 26 lutego 2016
35 ,,The sun is going down"
Nigdy nie sądziłam, że kiedyś tu trafię. Białe ściany wyglądają na puste, jednak coś dodaje im tego uroku. Tu nie ma krwi. Zero tej czerwonej, wilgotnej mazi, którą mój organizm produkuje, choć nie jestem pewna, czy żyję. Chociaż myślałam kiedyś o życiu po śmierci,teraz mogę sprawdzić, czy umarłam. Przechodzę przez ściany z łatwością, a chodząc po każdym pokoju, widzę dużo ludzi, którzy są nieźle poturbowani,a ich nie które części ciała zostały niestety amputowane, choć nie wiem jaki był tego powód.Żal mi tych ludzi, ponieważ wszystko to co mamy jest nam potrzebne, a oni to w tej chwili stracili.
W kolejnym pomieszczeniu dostrzegam ciemnowłosą, młodą kobietę leżącą, bądź śpiącą w łóżku szpitalnym, które ociepla ją poprzez ciepłą wełnianą pierzynkę.Na jej ciele widać było bardzo rozległe rany, które już zdążyli opatrzyć lekarze, a na jej czole pojawiło się kilka szwów, które ledwo dostrzegłam. Wszystko byłoby dobrze, gdybym nie była tą dziewczyną. Właśnie tą, co przeżyła jakimś cudem 74 Igrzyska Głodowe, a gdyby było tego mało, to jeszcze trzecie Ćwierćwiecze Poskromienia. Nie ma się czym chwalić, ponieważ zabijanie ludzi, aby tylko przetrwać na arenie to okropieństwo. Gdyby tylko mogli tamci zmarli trybuci wrócić do bycia żywymi, od razu ruszyliby na mnie, aby mnie wykończyć, jednak ja sama mogę to zrobić.
Zabiłam się już tysiąc razy, a jednak muszę znowu wrócić do życia. Aby żyć dla kogoś, dla tego dawniejszego chłopca z chlebem, który czeka, aż się obudzę, który mi się właśnie przedtem bacznie przyglądał.
W kolejnym pomieszczeniu dostrzegam ciemnowłosą, młodą kobietę leżącą, bądź śpiącą w łóżku szpitalnym, które ociepla ją poprzez ciepłą wełnianą pierzynkę.Na jej ciele widać było bardzo rozległe rany, które już zdążyli opatrzyć lekarze, a na jej czole pojawiło się kilka szwów, które ledwo dostrzegłam. Wszystko byłoby dobrze, gdybym nie była tą dziewczyną. Właśnie tą, co przeżyła jakimś cudem 74 Igrzyska Głodowe, a gdyby było tego mało, to jeszcze trzecie Ćwierćwiecze Poskromienia. Nie ma się czym chwalić, ponieważ zabijanie ludzi, aby tylko przetrwać na arenie to okropieństwo. Gdyby tylko mogli tamci zmarli trybuci wrócić do bycia żywymi, od razu ruszyliby na mnie, aby mnie wykończyć, jednak ja sama mogę to zrobić.
Zabiłam się już tysiąc razy, a jednak muszę znowu wrócić do życia. Aby żyć dla kogoś, dla tego dawniejszego chłopca z chlebem, który czeka, aż się obudzę, który mi się właśnie przedtem bacznie przyglądał.
sobota, 20 lutego 2016
34 ,,Primrose Everdeen"
Nogi nie potrafią unieść ciężaru mojego ciała, które wygląda marnie jakbym zaraz miała umrzeć z głodu. Wystające żebra przypominają mi o okrutnym dzieciństwie, które było tylko w połowie wesołe. Głód nasilał się z minuty na minutę, a jedzenia nie można było wyczarować samym wzrokiem wbitym w pusty stół okryty białym obrusem. Trzeba było je zdobyć. Nie ważne jak. Śmietnik... Błaganie o choćby kilka okruchów chleba, albo nawet o jeden. Brzuch nie tylko mi nie dawał spokoju. Prim i mamie zbladły twarze na widok mych dłoni, które nic nie trzymały.
Nie można ich zawieźć... Nie pozwolę, aby znowu marniały w moich oczach, aby były jeszcze chudsze. - słyszę moje postanowienia w głowie, które były nie całe dwa lata temu bardzo ważne. Ledwo łapię oddech na samą myśl, że nie ma przy mnie mojej siostry. Mojej małej Prim, którą kiedyś uspokajałam śpiewaniem kołysanki gdy płakała, pokazując, że nie może zasnąć.
Nie można ich zawieźć... Nie pozwolę, aby znowu marniały w moich oczach, aby były jeszcze chudsze. - słyszę moje postanowienia w głowie, które były nie całe dwa lata temu bardzo ważne. Ledwo łapię oddech na samą myśl, że nie ma przy mnie mojej siostry. Mojej małej Prim, którą kiedyś uspokajałam śpiewaniem kołysanki gdy płakała, pokazując, że nie może zasnąć.
W oddali łąki, wejdźże do łóżka
Czeka tam na Cię z trawy poduszka.
Skłoń na niej główkę,oczęta zmruż,
Rankiem cię zbudzi słońce, twój stróż.
Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tu,
stokrotki polne zaradzą złu.
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
tutaj jest miejsce, gdzie kocham Cię.
(...)
Najsłodsza mara tu ziszcza się,
tutaj jest miejsce, gdzie kocham Cię.
Gdzie kocham Cię.
- powtarzam to dalej w swojej obolałej głowie.
Gdzie kocham Cię.
piątek, 19 lutego 2016
33 ,,Po prostu zamknij oczy. Zaraz te cierpienia przeminą."
Niepokój przemija, a nadchodzi pełne skupienie i zainteresowanie całą o to sytuacją, a raczej ratunkiem najwspanialszego Finnicka Odaira, który sam sobie czasem nawet nie potrafi pomóc, co trochę może każdego człowieka zdziwić. Po raz kolejny wpadł w tarapaty i ja jako Kosogłos, który oczywiście uratuje każdego z opresji, znajdzie drogę powrotną do swojej brygady. Nie, tu nie było ironii. W ogóle.
- Katniss? Nie żeby coś...- zaczyna mówić ciszej, przez co mniej usłyszałam.
- Cicho. - uciszam go, choć i tak bardzo chciałabym pomoc z jego strony, lecz to nie możliwe w tej chwili.
Szukanie małej kropki na dwudziestu guzikach nie jest proste, a moje oczy są tylko zmęczone. Po chwili poddaję się i aby nabrać Finnicka, że mu nie pomogę i niech sobie sam uratuje tyłek, próbuję mówić bardzo przekonująco, aby na prawdę mi uwierzył.
- Sorry, ale dla ciężarnej to nie lada wyzwanie. Zawołaj Peete, to będzie się z tym cackał. - cicho zaczynam chichotać, a gdy następuje grobowa cisza, próbuję oddać dźwięk, który pokazuje, że odchodzę.
- Jesteś w ciąży?! - zaczyna nie dowierzać, jednak spodziewałam się innej reakcji. - Nie uwierzę.
- Radź sobie sam! - słowa przeze mnie wypowiedziane są ledwo słyszalne, jednak jestem pewna, że wszystko usłyszał, ponieważ te ściany mogą być bardzo cienkie, jednak za mocne, abym je jakoś zburzyła własnymi rękoma.
- Nie pójdziesz.
- Ach tak?!
- Masz za miękkie serce, a tym bardziej nie chciałabyś wyjść na tą słabszą przy Twoich psychofanach. - śmieje się szyderczo, przez co na moich ramionach pojawia się gęsia skórka.
- No dobrze. Mogę potwierdzić Finnicku, że znasz mnie zbyt dobrze. - potwierdzam zniesmaczona. - Zlituję się ze względu na Annie i wasze dziecko.
- Oo, dziękuję. Jesteś bardzo litościwa jak na dziewczynę, której serce przestało być nie dawno skute lodem. Chwała Bogu. Dzięki Ci Peeto Mellark, który sprowadził na ten świat pokój i miłość...- zaczyna mówić jakieś kazanie.
- UCISZ SIĘ!
- Okej, okej. - tak więc właśnie nastała cisza, przez którą nareszcie mogłam się skupić i słyszeć swoje własne myśli.
- Katniss? Nie żeby coś...- zaczyna mówić ciszej, przez co mniej usłyszałam.
- Cicho. - uciszam go, choć i tak bardzo chciałabym pomoc z jego strony, lecz to nie możliwe w tej chwili.
Szukanie małej kropki na dwudziestu guzikach nie jest proste, a moje oczy są tylko zmęczone. Po chwili poddaję się i aby nabrać Finnicka, że mu nie pomogę i niech sobie sam uratuje tyłek, próbuję mówić bardzo przekonująco, aby na prawdę mi uwierzył.
- Sorry, ale dla ciężarnej to nie lada wyzwanie. Zawołaj Peete, to będzie się z tym cackał. - cicho zaczynam chichotać, a gdy następuje grobowa cisza, próbuję oddać dźwięk, który pokazuje, że odchodzę.
- Jesteś w ciąży?! - zaczyna nie dowierzać, jednak spodziewałam się innej reakcji. - Nie uwierzę.
- Radź sobie sam! - słowa przeze mnie wypowiedziane są ledwo słyszalne, jednak jestem pewna, że wszystko usłyszał, ponieważ te ściany mogą być bardzo cienkie, jednak za mocne, abym je jakoś zburzyła własnymi rękoma.
- Nie pójdziesz.
- Ach tak?!
- Masz za miękkie serce, a tym bardziej nie chciałabyś wyjść na tą słabszą przy Twoich psychofanach. - śmieje się szyderczo, przez co na moich ramionach pojawia się gęsia skórka.
- No dobrze. Mogę potwierdzić Finnicku, że znasz mnie zbyt dobrze. - potwierdzam zniesmaczona. - Zlituję się ze względu na Annie i wasze dziecko.
- Oo, dziękuję. Jesteś bardzo litościwa jak na dziewczynę, której serce przestało być nie dawno skute lodem. Chwała Bogu. Dzięki Ci Peeto Mellark, który sprowadził na ten świat pokój i miłość...- zaczyna mówić jakieś kazanie.
- UCISZ SIĘ!
- Okej, okej. - tak więc właśnie nastała cisza, przez którą nareszcie mogłam się skupić i słyszeć swoje własne myśli.
niedziela, 14 lutego 2016
Spadająca gwiazda. - Valentine's Day (one part)
Żar w kominku jak i ciepły, wełniany kocyk ogrzewają moje zlodowaciałe stopy od chłodu panującego za drzwiami domu. Zima tego roku jest okropna, nie można nawet liczyć nawet na zabawę na zewnątrz, która od razu poprawiłaby nie tylko dzieciom humor, ale też mnie i Peecie. Drewno wrzucone do ognia zaczyna dymić, jednak nie przeszkadza mi to zbytnio. Gdyby pojawiła się szansa na wyjście na dwór, od razu wybiegłabym z drewnianej chatki i szukała zwierzyny, która sama w lesie poszukuje jedzenia.
Bidon, w którym znajduje się gorąca herbata, ogrzewa moje dłonie, które zamarzły przez długie wpatrywanie się przez otwarte okno na spadające płatki śniegu z nieba. To stanowisko zajął wysoki, umięśniony dość mężczyzna o jasnej czuprynie, nie zwracając uwagi na zimno, które daje każdemu w kość, prócz jemu. Ściemnia się bardzo szybko, choć nie powinno. Od kilku godzin Peeta czeka, aż się pojawi księżyc,a słońce zniknie w otchłani ciemności, jaką daje noc.
Jestem pewna, że nie zapomniał o tym dniu, w końcu czekał na to od kilku miesięcy, a dokładniej mówiąc - od tamtej chwili w której staliśmy się prawdziwie kochającą się parą. Właśnie sześć miesięcy temu wyznałam mu miłość, którą o dziwo bez wahania odwzajemnił. Moje serce nie jest już skute lodem tylko czekające na więcej gorąca drugiej osoby.
- Katniss! Chodź tu! - do mych uszu dochodzi męski głos, który mnie nawołuje do przyjścia. - Spadająca gwiazda!
Jego słowa od razu mnie zachęcają do opuszczenia ocieplonego miejsca. Koc jak i poduszkę biorę ze sobą, gdyby moje ciało znowu się sparaliżowało z powodu mrozu.
Gdy tylko podchodzę do parapetu, wiatr daje mi popalić, jednak w tej chwili nie zwracam na to zbytnio uwagi tylko na gwiazdę, która lata po ciemno niebieskim niebie.
- Zamknij oczy. - opatula mnie swoimi ramionami i szepcze do ucha, co mnie łaskocze. Na jego komendę, moje powieki opadają w dół i moje ciało zaczyna się rozluźniać. - Pomyśl jakieś życzenie.
Do mojej głowy przychodzi tyle życzeń, które chciałabym aby się spełniły, by moje życie stało się idealnie proste. Chciałabym poprosić o zdrowie, o długie życie, o pieniądze, bądź o szczęście, lecz jedno jest tym najważniejszym, jednak nie jest to z tych podanych.
Gdy otwieram swoje oczy, czuję na sobie wzrok ukochanego, który pewnie czeka aż powiem o czym pomyślałam.
- Jeżeli w każde Walentynki ma być taka pogoda, to podziękuję. Ale jeżeli co roku będzie spadać w ten dzień jedna choćby gwiazda, będę tylko o jedno prosić. - mówię, a gdy się zacinam, Peeta podnosi pytająco brwi.
- O czym pomyślałaś, kochanie? - uśmiecha się szeroko.
- Abym widziała ten Twój uśmiech codziennie na twarzy, nawet wtedy kiedy bym cierpiała, kiedy byłabym tak bardzo pogrążona w smutku, że bolałoby mnie serce od tego. Nawet wtedy kiedy bym umierała, chciałabym, aby ten uśmiech został na długo, chcę to widzieć. - mówię a on wygląda na złego, choć chyba próbuje to zamaskować.
- Ten dzień Katniss... Jest dla nas. Więc nie mów teraz o śmierci, bo gdybym nawet ja umierał, płakałabyś do ostatku sił, a nie uśmiechałabyś się. Lecz to prawda.Sam chciałbym widzieć cię codziennie uśmiechniętą i szczęśliwą. - cmoka mnie w czoło i gdy chce zamknąć okno, puszcza mnie i odpycha z dużą siłą od siebie.
- Czemu mnie odpychasz? - zaczynam smutnieć.
- Bo Cię kocham. - odpowiada sucho. - Jeżeli przywiążesz się do mnie aż tak mocno, będziesz cierpieć bardziej niż ja kiedyś, gdy mnie odtrącałaś.
- Ale ja już się do Ciebie przywiązałam za mocno. Za późno, Peeta. - uśmiecham się lekko i wtulam w niego jak w jakiegoś pluszaka.
- Ej Katniss. Co ja bym bez Ciebie zrobił. - dotyka mojego podbródka i w ten sposób patrzymy się w siebie jak w obrazek.
Po chwili nasze usta się dotykają i pocałunek staje się tak czuły, że moje ciało staje się całe sparaliżowane, tym razem nie z powodu mrozu panującego na dworze, lecz przez dotyk jego ciepłych warg.
Gdyby Walentynki były codziennie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No więc to koniec specjalnego posta xD Pozdrawiam osobę, która zaproponowała mi napisać taki specjał ^^ Proszę o opinie, które dadzą mi solidnego kopa w tyłek :v
sobota, 13 lutego 2016
32 ,,Mamy Kosogłosa"
Dochodzę do wniosku, że nawet sokole oko nie zauważyłoby kryjówki Celestii, która znajduje tak głęboko w ziemi, że nawet zwierzęta mieszkające w podziemiach, nie znalazłyby jej. Baza ich wygląda na bardzo małą, jednak gdy wchodzi się do niej można by pomyśleć, że mogłoby się tam pomieścić nawet ze sto pięćdziesiąt ludzkich dusz. Od razu, gdy próbuję ugryźć jednego ze strażników, wyrywam się, a mężczyźni wymieniają między sobą spojrzenia i mnie zostawiają, co zaczyna mnie dziwić. Idą do jakiegoś pomieszczenia, a po tym zapada długotrwała cisza, przez którą nie potrafię dobrze myśleć. W jednym z pokoi znajduje się szklany stolik, na którym stoi mały porcelanowy słonik.
Po godzinie postanawiam usiąść na skórzanej kanapie i wyluzować. Czekam dłuższą chwilę, aż ktoś mnie odwiedzi, jednak na razie nie ma tu nikogo prócz mnie. Dzięki oświetleniu mam pewność, że są nie mądrzy. Widzę w oddali jakiś tunel, który być może doprowadzi mnie do Finnicka. To ode mnie teraz zależy, czy choć jedna osoba z nas przeżyje. I tą osobą ma być właśnie on, dzięki któremu Peeta przeżył na arenie, choć mógł już nas dawno zabić gdyby nie Haymitch. Rozglądam się niepewnie po bokach po dwa razy, a gdy nabieram odwagi i sił, ruszam przed siebie z nadzieją, która się powiększa z minuty na minutę.
Przechodzę ponad kilkanaście metrów i nie widzę końca tego tunelu. Jednak może jest jakieś sekretne wejście, które jest tak dobrze schowane jak ta cała ich baza, która jest na prawdę bardzo mało zauważalna. Nagle słyszę cichy szmer, który do mnie dochodzi z ściany z prawej strony.
- Finnick? - zaczynam nawoływać go szeptem, aby tylko nikt mnie nie usłyszał i nie schwytał.- Finnick?!
- Katniss. Tu jestem. - jestem pewna, że to on, choć jego głos w tej chwili jest ledwo słyszalny dla mych uszu.
- Finnick.- powtarzam jego imię po raz trzeci nieświadoma.
- Widzisz te śrubki? W tym kółeczku? - pyta, lecz dalej bardzo cicho.
Rozglądam się i nerwowo wypatruję tego co mam zobaczyć. Na szczęście śrubki są dobrze zauważalne, więc wielkiego z tym problemu nie mam. Podchodzę do nich i pod wpływem emocji zaczynam walić pięściami w ścianę usatysfakcjonowana znalezieniem przyjaciela.
Po godzinie postanawiam usiąść na skórzanej kanapie i wyluzować. Czekam dłuższą chwilę, aż ktoś mnie odwiedzi, jednak na razie nie ma tu nikogo prócz mnie. Dzięki oświetleniu mam pewność, że są nie mądrzy. Widzę w oddali jakiś tunel, który być może doprowadzi mnie do Finnicka. To ode mnie teraz zależy, czy choć jedna osoba z nas przeżyje. I tą osobą ma być właśnie on, dzięki któremu Peeta przeżył na arenie, choć mógł już nas dawno zabić gdyby nie Haymitch. Rozglądam się niepewnie po bokach po dwa razy, a gdy nabieram odwagi i sił, ruszam przed siebie z nadzieją, która się powiększa z minuty na minutę.
Przechodzę ponad kilkanaście metrów i nie widzę końca tego tunelu. Jednak może jest jakieś sekretne wejście, które jest tak dobrze schowane jak ta cała ich baza, która jest na prawdę bardzo mało zauważalna. Nagle słyszę cichy szmer, który do mnie dochodzi z ściany z prawej strony.
- Finnick? - zaczynam nawoływać go szeptem, aby tylko nikt mnie nie usłyszał i nie schwytał.- Finnick?!
- Katniss. Tu jestem. - jestem pewna, że to on, choć jego głos w tej chwili jest ledwo słyszalny dla mych uszu.
- Finnick.- powtarzam jego imię po raz trzeci nieświadoma.
- Widzisz te śrubki? W tym kółeczku? - pyta, lecz dalej bardzo cicho.
Rozglądam się i nerwowo wypatruję tego co mam zobaczyć. Na szczęście śrubki są dobrze zauważalne, więc wielkiego z tym problemu nie mam. Podchodzę do nich i pod wpływem emocji zaczynam walić pięściami w ścianę usatysfakcjonowana znalezieniem przyjaciela.
środa, 10 lutego 2016
Największy prezent na urodziny. Koffam was :3
Otóż wczoraj zobaczyłam bardzo zacną liczbę wyświetleń: 7000 <3 Wiedziałam, że wbijecie mi to wcześniej XD Zakładałam z tatą, że będzie to dzisiaj, jednak zrobiliście to wczoraj!
I właśnie dostałam największy prezent na urodziny. Was. Nie sądziłam, że ktoś w ogóle zacznie czytać te moje niedokładności, ale jak już wchodzicie na tego bloga to nie zatrzymuję :3 Być może będziecie zdziwieni moim wiekiem, ale trudno xD Może nie, bo piszę jak dziewięciolatka (bez obrazy xd) Jutro stanę się starsza o rok ;d I to będzie mam nadzieję nie pechowe <3 Ma ten blog miesiąc, więc życzmy mu co najmniej rok. Tylko gdyby były jeszcze te komentarze ;-;
No to, następny rozdział moi ludziowie w... sobotę :D I niech los zawsze wam sprzyja fani Peety i Katniss <3
I właśnie dostałam największy prezent na urodziny. Was. Nie sądziłam, że ktoś w ogóle zacznie czytać te moje niedokładności, ale jak już wchodzicie na tego bloga to nie zatrzymuję :3 Być może będziecie zdziwieni moim wiekiem, ale trudno xD Może nie, bo piszę jak dziewięciolatka (bez obrazy xd) Jutro stanę się starsza o rok ;d I to będzie mam nadzieję nie pechowe <3 Ma ten blog miesiąc, więc życzmy mu co najmniej rok. Tylko gdyby były jeszcze te komentarze ;-;
No to, następny rozdział moi ludziowie w... sobotę :D I niech los zawsze wam sprzyja fani Peety i Katniss <3
wtorek, 9 lutego 2016
31 ,,Porwana"
- Żołnierzu Everdeen! Sprawdź czy jest tu zagrożenie. Mellark, oraz Hawthorne pójdą na plac, a Cressida oraz Pollux będą kamerować Kosogłosa. - rozkazuje Paylor.
- A ja?- skarży się Johanna.
- Ty... Ty pójdziesz po kanapki. Wróć do pociągu, potem będziesz nosić plecaki.
- Super. A co ja jestem? Ja chcę walczyć, a nie ciągnąć za sobą bagaże! -warczy wściekła.
- Może iść ze mną Johanna? - uśmiecham się.
- Chyba jasno powiedziałam co ma zrobić.
- Idę z Katniss. - mówi stanowczo Peeta.
- Nie ma mowy.
- Ktoś musi się poświęcić za Kosogłosa! Będę ją osłaniać.- wciąż nalega.
- Żołnierzu, nie denerwuj mnie. Inaczej przyłączysz się do Mason. - po tym co powiedziała Paylor, Peeta odwraca się zrezygnowany i biegnie do Gale'a, który jest spory kawałek od niego.
- Wow. Dużo tutaj ludzi. - rozgląda się Gale. - Chyba ich zmiechy wyżarły.
- Daruj sobie. - przekręcam oczami, po czym idę prosto przed siebie.
- Katniss! Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał! - krzyczy z daleka Peeta, co nie daje mi spokoju. Właśnie się ze mną pożegnał.
- Nie czas na pożegnania moja Drużyno Gwiazd.
Jakoś nie miałam wielkich okazji aby wybrać się sama do dystryktu czwartego, jedyną szansą na zobaczenie jak tam jest był obowiązkowy wyjazd do każdego dystryktu zaczynając od pierwszego. Odwiedziliśmy to miejsce z Peetą rok temu i naszym oczom ukazał się wielki, gęsty liściasty jak i iglasty las, przez który można było biec aż do plaży, na której znajdował się gładki oraz ciepły piasek, który przez morskie fale stał się mokry i można było się na nim swobodnie poruszać.
Mogę przysiąc, że gdybym nie znała się tak dobrze jak teraz na lasach, to bym się tu zgubiła, ale jeżeli posiadam taką wiedzę, to dobrze byłoby się porozglądać, ponieważ w każdej chwili mogą nas zaatakować strażnicy pokoju, którzy czekają na dobrą chwilę, aż mnie złapią i zabiją dla zemsty. Być może właśnie tutaj, niedaleko znajduje się ich mała baza, która może być niesamowicie niewidoczna dla ludzkich oczu.
- A ja?- skarży się Johanna.
- Ty... Ty pójdziesz po kanapki. Wróć do pociągu, potem będziesz nosić plecaki.
- Super. A co ja jestem? Ja chcę walczyć, a nie ciągnąć za sobą bagaże! -warczy wściekła.
- Może iść ze mną Johanna? - uśmiecham się.
- Chyba jasno powiedziałam co ma zrobić.
- Idę z Katniss. - mówi stanowczo Peeta.
- Nie ma mowy.
- Ktoś musi się poświęcić za Kosogłosa! Będę ją osłaniać.- wciąż nalega.
- Żołnierzu, nie denerwuj mnie. Inaczej przyłączysz się do Mason. - po tym co powiedziała Paylor, Peeta odwraca się zrezygnowany i biegnie do Gale'a, który jest spory kawałek od niego.
- Wow. Dużo tutaj ludzi. - rozgląda się Gale. - Chyba ich zmiechy wyżarły.
- Daruj sobie. - przekręcam oczami, po czym idę prosto przed siebie.
- Katniss! Pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał! - krzyczy z daleka Peeta, co nie daje mi spokoju. Właśnie się ze mną pożegnał.
- Nie czas na pożegnania moja Drużyno Gwiazd.
Jakoś nie miałam wielkich okazji aby wybrać się sama do dystryktu czwartego, jedyną szansą na zobaczenie jak tam jest był obowiązkowy wyjazd do każdego dystryktu zaczynając od pierwszego. Odwiedziliśmy to miejsce z Peetą rok temu i naszym oczom ukazał się wielki, gęsty liściasty jak i iglasty las, przez który można było biec aż do plaży, na której znajdował się gładki oraz ciepły piasek, który przez morskie fale stał się mokry i można było się na nim swobodnie poruszać.
Mogę przysiąc, że gdybym nie znała się tak dobrze jak teraz na lasach, to bym się tu zgubiła, ale jeżeli posiadam taką wiedzę, to dobrze byłoby się porozglądać, ponieważ w każdej chwili mogą nas zaatakować strażnicy pokoju, którzy czekają na dobrą chwilę, aż mnie złapią i zabiją dla zemsty. Być może właśnie tutaj, niedaleko znajduje się ich mała baza, która może być niesamowicie niewidoczna dla ludzkich oczu.
niedziela, 7 lutego 2016
30 ,,Pamiętaj, że to ty masz przeżyć, a nie ja."
Sięgam po łuk i kołczan wypełniony strzałami, po czym szybko wychodzę na zewnątrz na zbiórkę. Gdy nadchodzi czas na kamerowanie, staję w wyznaczonym dla mnie miejscu i patrzę w obiektyw kamery, którą trzyma Cressida.
- Mieszkańcy Panem! - krzyczę i próbuję mówić przekonująco. - Ta walka dalej trwa! Gdyby jej nie było, nie miałabym po raz kolejny w dłoniach broni! - unoszę rękę do góry i pokazuje, że w dłoni mam łuk.- Ale to właśnie czas dla nas! Czas na to aby wreszcie nasz kraj stał się całkowicie wolny od zła, które grasuje wciąż na ulicach, choć o tym nie wiemy!
Wszystkie oczy są na mnie skierowane, jakbym mówiła coś na prawdę bardzo interesującego, jednak ja tylko próbuję motywować ludzi do pokonywania lęku i do walki z tym co złe, które niszczy nas doszczętnie. Coś sądzę, że będzie to długa przemowa, jednak trochę pouczająca i dająca nadzieję innym, że jutro nastąpi lepszy dzień. Gdy słyszę słowa, które tym razem wymawiam bardzo płynnie, sama sądzę, że to będzie koniec wojen i strachu jeśli tylko ją złapiemy.
- Weźcie to co potrzebne i stawmy czoła Celestii Snow! Kiedyś źródłem niebezpieczeństwa był jej dziadek, teraz tym źródłem jest właśnie ona! Dzisiaj!Wykorzystajmy broń i nienawiść do Snowa i schwytajmy to co nam zagraża! Połączmy siły, wzajemnie się wspierajmy! Wyzwolimy Panem od zła, które na nas tylko czeka! Pokonajmy strach,który rośnie z dnia na dzień! Może myślicie, że nie lękam się, ale jestem człowiekiem tak jak wy! Poprzesz Kosogłosa, poprzesz cały naród! -kontynuuję.
Gdy chowają kamerę, kieruję się do Peety, który w kółko powtarza sobie, że musi mnie chronić i nie dopuścić do mojej śmierci. Jak tylko na niego popatrzę, widzę w jego oczach strach i smutek, który nie znika aż do dzisiaj. To właśnie ja powinnam utrzymać go przy życiu, bo dzięki niemu nie umarłam z głodu, gdyby nie dał mi tego chleba, moja rodzina by głodowała, aż w końcu byłby to nasz koniec. Dzięki wygranej, mamy dość pieniędzy, aby wyżywić nawet cały nasz dystrykt,który nie jest już taki biedny jak kiedyś.
- Świetna robota, Kosogłosie. Już za chwilę puszczą to w całym Panem dzięki Beeteemu- odzywa się Paylor z uśmiechem.
- Ruszajmy już. Nie mam ochoty oglądać siebie znowu jak próbuję wzniecić powstanie.- podnoszę rękę do góry, po czym wszyscy za mną ruszają z bronią w ręku.
- Hej! Mi też się coś od życia należy! - warczy Johanna. - Świetna robota Katniss, niech zaczną się nas bać.
- Nie wzniecasz powstania. Dystrykty się pogodziły ze sobą, a ty zaczniesz walczyć o dobro Panemu. - mówi Gale.
- Ty mi się tu nie odzywaj nawet, Gale. - kręcę głową. - Ja wiem o czym gadałeś z Peetą.
- Hej, Kotna. Przełóżmy tą rozmowę na jutro.- nalega.
- Jeżeli przeżyjesz. - uśmiecham się chytrze i ruszam przed siebie stawiając wielkie kroki.
- Mieszkańcy Panem! - krzyczę i próbuję mówić przekonująco. - Ta walka dalej trwa! Gdyby jej nie było, nie miałabym po raz kolejny w dłoniach broni! - unoszę rękę do góry i pokazuje, że w dłoni mam łuk.- Ale to właśnie czas dla nas! Czas na to aby wreszcie nasz kraj stał się całkowicie wolny od zła, które grasuje wciąż na ulicach, choć o tym nie wiemy!
Wszystkie oczy są na mnie skierowane, jakbym mówiła coś na prawdę bardzo interesującego, jednak ja tylko próbuję motywować ludzi do pokonywania lęku i do walki z tym co złe, które niszczy nas doszczętnie. Coś sądzę, że będzie to długa przemowa, jednak trochę pouczająca i dająca nadzieję innym, że jutro nastąpi lepszy dzień. Gdy słyszę słowa, które tym razem wymawiam bardzo płynnie, sama sądzę, że to będzie koniec wojen i strachu jeśli tylko ją złapiemy.
- Weźcie to co potrzebne i stawmy czoła Celestii Snow! Kiedyś źródłem niebezpieczeństwa był jej dziadek, teraz tym źródłem jest właśnie ona! Dzisiaj!Wykorzystajmy broń i nienawiść do Snowa i schwytajmy to co nam zagraża! Połączmy siły, wzajemnie się wspierajmy! Wyzwolimy Panem od zła, które na nas tylko czeka! Pokonajmy strach,który rośnie z dnia na dzień! Może myślicie, że nie lękam się, ale jestem człowiekiem tak jak wy! Poprzesz Kosogłosa, poprzesz cały naród! -kontynuuję.
Gdy chowają kamerę, kieruję się do Peety, który w kółko powtarza sobie, że musi mnie chronić i nie dopuścić do mojej śmierci. Jak tylko na niego popatrzę, widzę w jego oczach strach i smutek, który nie znika aż do dzisiaj. To właśnie ja powinnam utrzymać go przy życiu, bo dzięki niemu nie umarłam z głodu, gdyby nie dał mi tego chleba, moja rodzina by głodowała, aż w końcu byłby to nasz koniec. Dzięki wygranej, mamy dość pieniędzy, aby wyżywić nawet cały nasz dystrykt,który nie jest już taki biedny jak kiedyś.
- Świetna robota, Kosogłosie. Już za chwilę puszczą to w całym Panem dzięki Beeteemu- odzywa się Paylor z uśmiechem.
- Ruszajmy już. Nie mam ochoty oglądać siebie znowu jak próbuję wzniecić powstanie.- podnoszę rękę do góry, po czym wszyscy za mną ruszają z bronią w ręku.
- Hej! Mi też się coś od życia należy! - warczy Johanna. - Świetna robota Katniss, niech zaczną się nas bać.
- Nie wzniecasz powstania. Dystrykty się pogodziły ze sobą, a ty zaczniesz walczyć o dobro Panemu. - mówi Gale.
- Ty mi się tu nie odzywaj nawet, Gale. - kręcę głową. - Ja wiem o czym gadałeś z Peetą.
- Hej, Kotna. Przełóżmy tą rozmowę na jutro.- nalega.
- Jeżeli przeżyjesz. - uśmiecham się chytrze i ruszam przed siebie stawiając wielkie kroki.
sobota, 6 lutego 2016
29 ,,Jeśli Cię zobaczę, to będzie to kiedyś w innym świecie"
Cała moja Drużyna Gwiazd stoi właśnie przede mną i patrzy na mnie ze zdumieniem. Pollux, Cressida, Gale, oraz Johanna, która jak się dowiedziałam- przyłączyła się aby walczyć. Kolejną z tych walczących będzie tutejsza prezydent Paylor, która nie chciałaby przegapić okazji na widok krwi wnuczki Snowa.
Jedna ciepła łza spływa po moim policzku aż do półotwartych ust, które nie potrafią w tej chwili żadnego słowa wypowiedzieć. Momentalnie przypominam sobie całą przeszłość, przez którą ból w sercu się nasila, a moje ciało przestaje udzielać mi posłuszeństwa. Stoję w bezruchu i wpatruję się w nich jak w obrazek. Za chwilę przeobrażę się w krwiożerczego Kosogłosa, którego żądza zemsty będzie się nasilać z minuty na minutę. Na moim kostiumie będzie spoczywać broszka od Madge, która od razu pokazuje kim jestem. Kto by pomyślał, że mała ozdoba, może przeobrazić się w symbol buntu.
Dzieci pobiegły do swoich rodziców, przez co mogę przestać udawać twardziela, który mówił, że potrafi ocalić każdego jak i zabić. Moje ciało zaczyna drżeć pod wpływem wiatru, a na moich ramionach pojawia się gęsia skórka spowodowana wieścią o 77 igrzyskach Głodowych, w których będę po raz kolejny uczestniczyła jako trybut i walczyła o przetrwanie. Tym razem będzie to walka z duchem Snowa, który spróbuje mnie zabić jednym dotknięciem. Sięgnę po łuk, oraz strzały,które będą przechowywane w skórzanym kołczanie. Muszę sobie przypomnieć o tym jak nienawidzę dawniejszego prezydenta.
- Katniss, wszystko dobrze? - pyta Cressida. -Później będziemy Cię kamerować.
- Tak...- uśmiecham się niepewnie. - Gdzie mój strój? Przecież kosogłos musi jakoś wyglądać, a szczególnie kiedy rusza na wnuczkę Snowa.
- Cześć, Kotna. - mówi z nutą ironii w głosie Gale.
- Cześć. - odpowiadam sucho.
- Johanno, od teraz będziemy do Ciebie mówić żołnierzu Mason. - tłumaczy Paylor.
- No niech będzie, ale mogło być lepiej. - warczy.
- Strój dostaniesz za chwilę, ponieważ już za niedługo będziemy rozpoczynać akcję ratunkową. Żołnierzu Mellark, gdzie znajduje się nasz wróg? - pyta prezydent.
- To trochę głupie, ale w dystrykcie czwartym. Finnick jest przynętą. - odpowiada blondyn w ciągu ledwo kilku sekund.
- Annie! - jęczę. Oni chcą ją złapać.
- Spokojnie żołnierzu Everdeen, już za niedługo wyruszamy. Musimy dostać potrzebną broń, oraz stroje.
Podchodzi do mnie Pollux i przytula jak najmocniej, jest cały zapłakany tak jak ja. Chyba obydwoje myśleliśmy, że spotkanie nasze odbędzie się dużo później, a tu tylko pół roku, jednak nie żałuję. Drużyna 451 zaczyna krwawy początek i skończy na schwytaniu Celestii, oraz odbiciu Finnicka.
Jedna ciepła łza spływa po moim policzku aż do półotwartych ust, które nie potrafią w tej chwili żadnego słowa wypowiedzieć. Momentalnie przypominam sobie całą przeszłość, przez którą ból w sercu się nasila, a moje ciało przestaje udzielać mi posłuszeństwa. Stoję w bezruchu i wpatruję się w nich jak w obrazek. Za chwilę przeobrażę się w krwiożerczego Kosogłosa, którego żądza zemsty będzie się nasilać z minuty na minutę. Na moim kostiumie będzie spoczywać broszka od Madge, która od razu pokazuje kim jestem. Kto by pomyślał, że mała ozdoba, może przeobrazić się w symbol buntu.
Dzieci pobiegły do swoich rodziców, przez co mogę przestać udawać twardziela, który mówił, że potrafi ocalić każdego jak i zabić. Moje ciało zaczyna drżeć pod wpływem wiatru, a na moich ramionach pojawia się gęsia skórka spowodowana wieścią o 77 igrzyskach Głodowych, w których będę po raz kolejny uczestniczyła jako trybut i walczyła o przetrwanie. Tym razem będzie to walka z duchem Snowa, który spróbuje mnie zabić jednym dotknięciem. Sięgnę po łuk, oraz strzały,które będą przechowywane w skórzanym kołczanie. Muszę sobie przypomnieć o tym jak nienawidzę dawniejszego prezydenta.
- Katniss, wszystko dobrze? - pyta Cressida. -Później będziemy Cię kamerować.
- Tak...- uśmiecham się niepewnie. - Gdzie mój strój? Przecież kosogłos musi jakoś wyglądać, a szczególnie kiedy rusza na wnuczkę Snowa.
- Cześć, Kotna. - mówi z nutą ironii w głosie Gale.
- Cześć. - odpowiadam sucho.
- Johanno, od teraz będziemy do Ciebie mówić żołnierzu Mason. - tłumaczy Paylor.
- No niech będzie, ale mogło być lepiej. - warczy.
- Strój dostaniesz za chwilę, ponieważ już za niedługo będziemy rozpoczynać akcję ratunkową. Żołnierzu Mellark, gdzie znajduje się nasz wróg? - pyta prezydent.
- To trochę głupie, ale w dystrykcie czwartym. Finnick jest przynętą. - odpowiada blondyn w ciągu ledwo kilku sekund.
- Annie! - jęczę. Oni chcą ją złapać.
- Spokojnie żołnierzu Everdeen, już za niedługo wyruszamy. Musimy dostać potrzebną broń, oraz stroje.
Podchodzi do mnie Pollux i przytula jak najmocniej, jest cały zapłakany tak jak ja. Chyba obydwoje myśleliśmy, że spotkanie nasze odbędzie się dużo później, a tu tylko pół roku, jednak nie żałuję. Drużyna 451 zaczyna krwawy początek i skończy na schwytaniu Celestii, oraz odbiciu Finnicka.
piątek, 5 lutego 2016
28 ,,Wrócę na arenę".
W mojej głowie jest kompletny chaos, nie potrafię nad nim zapanować. Nie umiem zebrać myśli. Dziewczynka w wieku Prim jest w stanie posunąć się tak bardzo do przodu, aby stać się tak jak jej własny dziadek, który zabił tysiące ludzi,myślał tylko o sobie, a mimo to Kapitolińczycy go kochali. Wyglądała na całkiem niewinną i bezbronną, jednak wygląd potrafi zmylić każdego. Niestety dopiero teraz do tego doszłam. Próbuje się zemścić, a bronią jej jest każdy ocalały Strażnik Pokoju, oraz nieszczęsny Finnick, który nic złego nie zrobił, tylko chciał uratować cały kraj przed zagładą.
A co najgorsze, ja nic nie zrobiłam. Pozwoliłam im go zabrać, a według mnie nie jest to sprawiedliwe.
Jak tylko przechodzę przez ulicę słyszę tyle dobrych opinii na mój temat, dzieci są podekscytowane moją obecnością i próbują mnie naśladować. W Kapitolu znajduje się mały targ, w którym za zgodą Prezydent Paylor sprzedaje się plastikową broń, a najwięcej jest łuków. Na specjalnych słupach wyświetlane są Kosogłosy, a także ja,upodobniona do tego właśnie ptaka. Napisy są prawie takie same: ,,Niech żyje Kosogłos! Niech żyje wolność! Niech żyje symbol buntu!" Nie mam pojęcia czemu ludzie mnie tak kochają, skoro ja tylko chciałam,aby już nigdy nie było Igrzysk Głodowych, aby małe dzieci w przyszłości nie poszły na arenę. Śmierć takich małych istotek jest dla mnie okropieństwem, nienawidzę patrzeć na tą ich krew, która wylała się pod wpływem ugodzenia nożem.