Menu

środa, 20 kwietnia 2016

44 ,,To nie był duch, to nie był umarły."

Nie mam siły już na niego patrzeć. Co chwilę przypominam sobie jakim uczuciem mnie darzył, a ja tego nie doceniałam. Teraz tylko mam za swoje, cierpię tak jak on kiedyś, kiedy tego kompletnie nie odwzajemniłam. 
Patrzyłam na niego wilkiem i uznawałam go za największego wroga.
Szkoda, że nie można cofnąć czasu. Być może nawet nie doszło by do tych wszystkich powstań w dystryktach,zamieszek, ani do śmierci wielu niewinnych ludzi. 
Ale byłyby igrzyska.
Byłaby rebelia.
Byłyby większe cierpienia niż teraz. Mam mieszane uczucia, już nie wiem co jest lepsze. Przeszłość czy teraźniejszość. 

Patrzy na nią tym wzrokiem, co powoduje że uśmiechają się do siebie, jakby znali się niemal całe życie, od urodzenia. Denerwuje mnie to i ogarnia mnie wielka zazdrość i rozpacz. Kpi sobie ze mnie, próbuje doprowadzić mnie do tego najgorszego stanu, abym się już poddała i upadła. 
Jednak to za mało, zaraz sprawią mi jeszcze większy ból pewnie. 
Słyszę głośne kołatanie trzech serc. Każde z nich dla kogoś bije. To jest taki łańcuch, który prawdopodobnie u mnie się by nie urwał, gdyby nie rozłąka z najbliższymi.
Jak niby mam żyć ze świadomością że ktoś patrzy na mnie z góry, skoro mam tak ogromnego pecha i nadchodzą kolejne przykrości? 


- Victoria będzie matką. - Peeta jest tak szczęśliwy, że jego iskierki w oczach dostrzegłabym nawet z większej odległości. 

To za dużo... Za dużo bólu. Już nie ma sensu dążyć do ustanowionego celu. Już czuję jak się chwieję, już na moich barkach spoczywa coraz cięższe cierpienie. 

Podbiega do mnie i próbuje mi pomóc ustać. Gdy tylko łapie mnie za dłoń, unoszę rękę i niepewnie przysuwam palcami po jego policzku. Czuję jego lekki zarost. Widzę w jego oczach niepokój. Jestem zbyt blisko niego, on mnie zaraz znowu skrzywdzi. 
Wpatrujemy się w siebie jak w obrazek. Nagle przed moimi oczyma pojawiają się okropne zdarzenia z mojego życia, zdarzenia z Peetą, chwile z nim spędzone. Te pocałunki w pociągu nic dla niego nie znaczyły. 
Mój wzrok kieruje się na jego zarumienione policzki. Już tego nie wytrzymam. Mocno daję mu po twarzy, dzięki temu wreszcie czuję, że ma za swoje. Odskakuje do tyłu i robi minę niewiniątka. Masuje swoje obolałe miejsce, tam gdzie go uderzyłam. 

- Mam tego dosyć. - oświadczam zdenerwowana, ale też i zadowolona, bo pierwszy raz odważyłam się uderzyć jakiegoś mężczyznę.

- Za co to?! - marszczy brwi. Jest zszokowany. 

- Bo co?! Bo Katniss Everdeen nie może Ci dać w pysk?! Ty się jeszcze pytasz?! Odejdź. Inaczej to ja zaraz się zamienię w zmiecha. - odwarkuję.

- Kobieto! Ty nawet mi dojść do słowa nie dajesz, to jak ja mam się wytłumaczyć? Jestem całkowicie niewinny. 

- Ona ma z Tobą dziecko idioto! I ty mówisz że jesteś niewinny?! - jestem tak zdenerwowana, że mam ochotę dać mu z pięści. Pomiędzy nami staje Victoria, która jest zdziwiona naszym zachowaniem. Obydwoje mamy zamiar się nawzajem pozabijać.

- Co?! Niee! - krzyczy blondynka. Próbuje mi wszystko wytłumaczyć, ale dla mnie temat zakończony. Już nie żyje. - To wszystko jest naszą taktyką. Waszą było udawać zakochanych, aby przeżyć na arenie. My Ci ratujemy tyłek, Katniss.

- Twoją taktyką. - poprawia rozżalony Peeta. - Victoria głównie nas broni. Na prawdę zostanie matką. Ale jesteśmy tylko przyjaciółmi! To jest nasza tarcza obronna. Dzięki niej przeżyjemy. Ale musimy z tą obroną iść i walczyć.

- Czyli... Czyli to nie jest prawda? Wy kłamiecie? - wciąż nic nie rozumiem. Wszystko pomieszali. Kim jest ojcem tego bezbronnego dziecka, które leży pod serduszkiem Victorii? Co oni kryją, bądź kogo? Lepiej nie pogarszać sytuacji, a właśnie ich rozwiązaniem niby jest kolejne kłamstwo, słowa które po prostu rzucą na wiatr, ale w końcu kapitolińczycy będą wiedzieć że wszyscy ich okłamywali. Dokończą robotę igrzysk głodowych. Zniszczą nam to życie całkowicie.

- No w pewnym sensie. Wyobraź sobie, że po tym wszystkim... Będzie spokój. Będziesz mogła odpocząć i napawać się widokiem lasu i zapachu igieł, żywicy i tego czego najbardziej uwielbiasz. Bułek serowych. - chichocze, chociaż widać że jest dalej ulękniony. 

- Wiesz co... Przeszłam na budyń. - odpowiadam sucho i zimno.

- Jakbym dodał budyń, to nie byłyby to bułki serowe. - drapie się po głowie, jakby nie potrafił wymyślić czegoś na poprawienie mi humoru. 

- Brawo! - głośno klaszczę, przez co podskakuję z bólu. Zapomniałam, że niemal przed chwilą chciałam podciąć sobie żyły. Pozostaną przez to blizny, ale przynajmniej dzięki temu nie zapomnę jaki miałam ku temu powód, aby to robić. Rany na dłoniach, nogach, albo choćby na twarzy się zagoją. Ale w sercu na pewno nie. Jest tak głęboka i duża, że zostanie na zawsze. Z resztą co ja będę gadać. To przecież wiedzą wszyscy.

Zamieniłam się w całkowicie inną dziewczynę. Kiedyś byłam normalna i słynęłam tylko z tego, że potrafiłam strzelać dobrze z łuku. A teraz gdy tylko ominę jakiegoś przypadkowego przechodnia, bądź na niego wpadnę, to otwiera buzię i wytrzeszcza oczy jakby widział nieśmiertelnika. Uznają mnie za jakieś cudowne bóstwo, za przykład kobiety z niesamowitym charakterem i umysłem, oraz talentem do wymyślania taktyk jeśli chodzi o przetrwanie.
Tylko że bóstwa nie mają wad, mają same zalety.
Ja mam same wady.

- Ciekawe nad czym tak duma. - przyglądają mi się uważnie, przez co uświadamiam sobie że znowu myślałam o niebieskich migdałach i byłam tylko tutaj ciałem. 

- Przepraszam was. - kręcę głową i próbuję się trochę uspokoić. - Ile tak czekaliście na moją odpowiedź? I co mówiliście? 

- Noo jakieś dziesięć minut zeszło. - Victoria bez chwili namysłu odpowiada, abym się upewniła i nie zdenerwowała. - nie jest to już ważne... Chociaż nawet nie znałabyś odpowiedzi. 

- Na co? Proszę, powiedźcie. - zaczynam nalegać, bo chyba jedynym zajęciem moim w tej chwili może być główkowanie nad odpowiedzią. 

- No dobrze. - Peeta bierze głęboki oddech i się rozluźnia poprzez zamknięcie oczu. - Pewnego dnia widziałem czyiś cień, kształt ogólny przypominał człowieka, a dokładniej dziewczynki. Nie widziałem twarzy, choć ta osoba wydawała mi się na prawdę znajoma i uderzająco podobna do Ciebie i Twojej matki. Cień sunął się po ścianach jak jakiś ptak na niebie, który nie chciał się zatrzymać. Uciekał, a ja go goniłem. Wtedy właśnie usłyszałem ten cichutki, delikatny ale też i niewinny głosik wydobywający się z ust tego dziecka. To nie był duch, to nie był umarły. Prosiła, abym jej nie zrobił krzywdy, bo dobrze wiedziała że mogę dostać ataku. Wydawało mi się to przerażające, dziwne też, ale teraz już sądzę, że miałem halucynacje.

- Powiedz coś jeszcze. - przychodzi do mnie niezliczona ilość myśli, słucham go uważnie, ale z każdym słowem zaczynam sądzić że jest to na prawdę nie możliwe. Wciąż nie jestem pewna, ale wszystko na jedno wychodzi. 

- Mówiła, że musi się ukrywać, inaczej jej bliscy zginą.- odpiera po czym aby jeszcze bardziej było to jasne, szybko dopowiada kilka słów, które nie są zbędne. - Ona przypomina Twoją siostrę, Katniss. Prim. Ale nie jest to przecież możliwe. - chciał się do mnie zbliżyć, objąć, ale widać było, że postanowił zostać kilka metrów dalej ode mnie.  - Sądzę, że...

- Cicho. - patrzę na niego niechętnie. - Niee. Bardzo bym chciała aby Prim żyła. Ale skoro powiedziałeś mi o Kapitolińczykach, którzy już wszystko wiedzą, to oni postanowili chyba postawić pułapkę i mnie przechytrzyć. 

- Mądra myśl. - Victoria dotyka swojego brzucha, który nie jest już taki mały. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo i szybko może się rozwijać nowe życie. Chyba jest w siódmym miesiącu ciąży, bo widać na twarzy przyszłej matki lekkie podekscytowanie. Z resztą brzuch jest na prawdę duży, mimo iż dziewczyna jest i zawsze była bardzo chuda, ale nigdy niedożywiona. - Teraz lepiej nikomu nie ufać. A ty przecież dużo przeszłaś. Nie mogę wyjść z podziwu. Nawet nie wiesz jak jest z Ciebie dumna dwunastka. Kiedy ty tam byłaś?

- Ohooo. - teraz już nie mogę  na nią popatrzeć. Jest mi wstyd. Teraz wszyscy mogą myśleć, że to ósmy dystrykt uznaję za dom, a nie dwunasty. - Nie mam pojęcia. Czekanie na wybudzenie się ze śpiączki trwało bardzo długo. Ale Gale już nie śpi.

Widzę jak Peeta zaczyna być czerwony. Jakby przypomniał sobie jaką krzywdę wyrządził Gale'owi i się tego okropnie wstydzi a w dodatku boi się do tego przyznać. To największy tchórz, który po prostu nie potrafi przyznać się do popełnionych błędów i uważa, że wszystko robi dokładnie i dobrze. 

- Katniss? - blondyn zaczyna być zaniepokojony. No tak, znowu się zamyśliłam. - Katniss?! 

- Co?

- W ogóle nas nie słuchasz.- odpowiada. - O co chodzi? - pyta czule, przez co zbiera mnie na wymioty. Mam go dość. Mam dość wszystkich.

- Wyjdź. Już nawet patrzeć na Ciebie nie mogę. - kręcę głową zmęczona. 

- Dlaczego?! - zaczyna mieć pretensje, wiedziałam że tak będzie, w końcu nie ma pojęcia jak się mogę w tej chwili czuć. Za bardzo namieszał po prostu. 

- Peeta wyjdź. - mówi za mnie Victoria, której zaczynam dziękować w myślach. Chyba sądzi, że chcę z nią porozmawiać. 

- Dobra! Prosze bardzo. - przekręca oczami i wychodzi wściekły trzaskając drzwiami. 

Blondynka patrzy na mnie surowo. Jakby się na mnie zawiodła. Nie wiem czemu, ale ja ją wciąż lubię mimo iż nie jesteśmy sobie tak bardzo bliskie jak kiedyś. Ale wtedy byłyśmy dziećmi, bawiące się w klasy, bo tylko w to można było zagrać. Nie było żadnych piłek, ani lalek, chyba że można było to wszystko zrobić ze słomy, która też była mało dostępna. W końcu nie należymy do tych bogatszych, ale nikt się tego nie wstydzi, chyba że wciąż żyją pośród nas buntownicy, do których kiedyś należałam. Z resztą teraz też do nich należę, ale to ukrywam. Warto walczyć o lepsze, a Panem wciąż nie upadło, co może oznaczać na prawdę dobry początek. To ja wywalczyłam koniec igrzysk i to ja powoduję zminimalizowanie się w ciągu roku liczbę zmarłych. 

Jedna osoba wygrywa, dwadzieścia trzy kupuje sobie trumnę. A gdzie tam, skąd oni mogą mieć pieniądze? Nawet nie mam pojęcia co ludzie robią z tymi zwłokami. 

Albo nie...

To było lata temu, kiedy wymknęłam się w nocy z domu do lasu. Pokłóciłam się z mamą o byle co. Miałam wtedy sześć, albo siedem lat, kiedy przypomniałam sobie słowa taty: Kochanie. Widzisz tamtą wielką sosnę, która przewyższa wszystkie drzewa swoim wzrostem? Za żadne skarby tam nie idź. Kiedy dorośniesz, zrozumiesz o co mi chodzi.

Po jego śmierci postanowiłam tam iść. Za bardzo byłam ciekawa, mógł o tym nie mówić, ale w pewnym momencie odkryłabym to miejsce. Nie mam pojęcia kiedy to było. Tak gdzieś w październiku, kiedy było na prawdę bardzo gorąco, choć sama pora roku na to nie pozwalała i nie było to z tym zgodne. Tamto miejsce było samym cmentarzyskiem. Przerażające wręcz i panował tam okropny odór. Wszędzie były ludzkie czaszki ciągnące się aż do małego potoczku, który ledwo wyglądał na źródło wody. Chciałam stamtąd uciec, ale uniemożliwiła to pułapka na zwierzynę, w którą wpadłam. Moja noga zaplątała się w sznur i wisiałam do góry nogami czekając aż ktoś rzuci mi się na pomoc. W końcu przypomniałam sobie, że w prawej kieszeni kurtki ojca trzymałam piękny i dobrze naostrzony sztylet, który nie raz mi się przydawał.W myślach dziękowałam komuś obcemu za ten piękny prezent.

Ostrze znalazłam niedaleko domu, co było na prawdę dziwne. Jakby ktoś mi to zesłał i dał mi znak, abym się nie poddała i walczyła o dobro rodziny. Teraz kiedy jestem już dużo starsza wiem, że zrobili to specjalnie, bo gdy tylko się obudziłam, szukałam go w starej komodzie i nic tam nie znalazłam prócz kurzu i starych pamiątek.

- Czemu tak się zachowujesz? 

- Bo zdałam sobie z czegoś sprawę. - mój wzrok skierowany jest na podłogę, aby tylko nie spojrzeć na przyjaciółkę. Jakbym normalnie narozrabiała i bała się kary.

- Z czego?

- Z tego, że ja tylko myślałam, że go kocham. Ale ja go nienawidzę. - łapię kilka swoich ciemnych kosmyków i próbuję zrobić mały warkoczyk. 

- Mhm. - zaczyna cicho pomrukiwać. - To ja powinnam była tak mówić, a nie ty. Hormony i w ogóle. Ale ja wiem, co do siebie czujecie, Katniss. Czuję to całym brzuchem. 

- Nienawiść? Czujemy do siebie nienawiść, wrogość? 

- Nie. Wy przechodzicie pewną basztę prób. Jesteście w skomplikowanym związku. - wyszczerza zęby w uśmiechu zadowolona tym co powiedziała. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

TAK JEST! KOLEJNY BEZNADZIEJNY ROZDZIAŁ :D
Możecie mnie zabić (przedtem przeżyłam)
Jeśli ktoś nie wie o co chodzi, to może zrozumie w kolejnych rozdziałach, bo to się powoli rozwiązuje. Napisałam dużo dłuższy rozdział, cieszyć się ;P

Prosiłabym o komentarze ;D Do następnej środy.

Ps. W sumie to zależy od ilości komentarzy ^^ :))

12 komentarzy:

  1. Wiesz co Ci napisze? Wiesz ? JAK ŚMIESZ TWIERDZIĆ, ŻE TEN ROZDZIAŁ JEST BEZNADZIEJNY ????Ja się pytam . Hm ? Moim skromnym zdaniem jest fajny . I te przemyślenia cudo ;*
    Do przeczytania w przyszłości
    Olverd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps I takie jej komentuję pierwsza xD

      Usuń
    2. A no bo każdy taki jest ;P Ja po prostu wiem że stać mnie na więcej :D Dziękujeee <3 *noo takie podekscytowanie xD*

      Usuń
  2. Co? Jaki beznadziejny rozdział?! Skoro to jest beznadziejny, to ja nie wiem, jaki to jest doskonały :"D Ale tak na serio, to nie pisz, że rozdziały są słabe, bo są cudowne! A zwłaszcza ten <3 *.*
    Już myślałam, że Victoria jest w ciąży z Peetą... Uff... ~ ta ulga, że Peeta jednak nie okazał się podłym zdrajcą ~
    Nie, nie, nie! Katniss musi obie wszystko wyjaśnić z Peetą, to przecież jest jej chłopiec z chlebem, nie może go nienawidzić :'( Peetnis forever. Nie jakaś kurde samotność forever, czy depresja forever :/ Peetaniss <3
    Rozdział super i naprawdę nie rozumiem, czemu mówisz, że jest taki sobie. Chciałabym tak pisać ^^ :*
    U mnie wieczorkiem nowy ;3
    Viks

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od pewnego czasu nie jestem z siebie po prostu dumna xD No tak, Peeta nie okazał się MOŻE zdrajcą ^^ Peetniss today. Peetniss tomorrow. Peetniss forever xD

      Dziękuję, wiesz przepraszam, że nie komentuję Twoich rozdziałów, ale mam dużo problemów i na razie nie mam na to czasu, już ledwo łapię oddech przy tym blogu

      Usuń
  3. W końcu rozdział który zrozumiałam XD
    mega jest 😘 dawaj następny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, no tak. Moje rozdziały trudno zrozumieć xD Dziękuje, na następny jeszcze poczekacie :P

      Usuń
  4. Hej!
    Wiedziałam,że Victoria nie jest zła i,że Peeta nie zdradza Katniss.Ale oni już mnie naprawdę denerwują.Mają się pogodzić i tyle!Poza tym ile można mieć na kogoć focha?
    Rozdział cudny i czekam na następny:D
    Anne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Denerwować mają ^^ Focha to można mieć nawet do końca życia, ale na to mi chyba nie pozwolicie ;) Dzięki ^^

      Usuń
  5. No nieźle się dzieje ! Rozdział oczywiście wspaniały <3 ale proszę zrób coś z Peeta i Katniss , oni się muszą pogodzić ! XD czekam na następny rozdział !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NO WŁAŚNIE MUSZĄ! A to właśnie zależy ode mnie, muahahah <3 Dz ;*

      Usuń
    2. Kiedyś się pogodzą , bo w końcu będą mieć te dzieci i wgl tak jak wszystko w epilogu *-* tylko kiedy ? :o błagam zrób żeby jak najszybciej się pogodzili ! <3
      ~willow

      Usuń